Czy u Was też wreszcie jest taka piękna pogoda? <3 Nie mogłam się już doczekać, aż wyjdzie słońce! Kocham, kiedy jest ciepło, zawsze mam lepszy nastrój :) I nawet chce mi się pisać notki! ^^
Jest tu jakiś maturzysta/-ka? Jak Wam poszedł polski, a jak matematyka? Podobno matura z matematyki była bardzo łatwa i statystyczny gimnazjalista byłby w stanie rozwiązać zadania na 40%. Tak mnie uderzyło to zdanie, że aż zgłosiłam się do konkursu matematycznego! Pierwszy etap 3 czerwca, trzymajcie za mnie kciuki :) A 18 maja mam powiatowy etap konkursu o UE, i jestem bardzo niezadowolona, ponieważ trafiłam do pary z osobą, z którą baaardzo nie chciałam być... No ale może jakoś to będzie. Na jutro powinnam przeczytać 300 stron, ale odpuszczam sobie, nie będę zarywać nocy :)
Przyszła wiosna, zaczęło się wychodzenie na boisko i biegi na 800 metrów... Mam koszmarne zakwasy- dwa dni biegania. A wczoraj jeszcze byłam na zakupach z przyjaciółmi... I oczywiście nic nie kupiłam, bo tylko ja potrafię przymierzać pół sklepu, wdzięczyć się do luster w przymierzalni i po otrzymaniu komplementów ze strony damskiej i męskiej oświadczyć, że nie biorę tej rzeczy ^^ Ale postanowiłam, że kupię tę sukienkę:
Uważam, że jest ładna i dobrze na mnie leży ^^ Szkoda tylko że nie ma rozmiaru 36, bo 34 jest trochę ciasny, a 38 zapewne będzie na mnie wisiał... No ale zobaczymy ^^
Za to dziś kupiłam sobie lakier do paznokci w wymarzonym kolorze fiołkowym. Jest mniej więcej takiej barwy:
No, troszkę jaśniejszy. Dodałabym zdjęcie moich paznokci, ale po ostatnim spadku humoru są koszmarnie poobgryzane, a skórki wyglądają jak pobojowisko :\ Ale za to teraz zapuszczam i postaram się ich nie zjeść.
Jeśli śledzicie bloga Niny to zapewne zauważyliście, że podjęłyśmy współpracę :) Póki co nie mamy jeszcze dokładnych szczegółów, ale ponieważ obie piszemy, planujemy konkurs na opowiadanie. Kiedy coś ustalimy, z pewnością dam Wam znać- poświęcę osobną notkę regulaminowi i nagrodom (oczywiście, że będą ^^ jeśli macie jakieś życzenia co by to moglo być, to piszcie!). Póki co zapraszam na bloga Niny i do przeczytania III części "Modlitwy". Lubię ten fragment, bo jest oparty na faktach, ale z drugiej strony uważam, że to najsłabsza część opowiadania. Nie martwcie się jednak, już niewiele zostało :)
Całe opublikowane dotąd opowiadanie do wglądu W TYM MIEJSCU ^^
***
Październik 2012
Piosenka wybrzmiewa do końca.
Wika wypuszcza powietrze z płuc i ociera łzy wierzchem dłoni. Spowodowane są w
połowie katarem, a w połowie filmem– jej ukochanym „Skazanym na bluesa”. Za każdym razem płakała.
Pociągnęła nosem i sięgnęła po
chusteczkę. Przeziębienie właściwie już jej przeszło, został tylko ten
irytujący katar. Osuszyła zmaltretowany nos i spojrzała tęsknie na swoje łóżko.
Planowała zrobić jeszcze kilka rzeczy, ale była padnięta. Ostatnie dwa dni
przespała, zrzucając wszystko na chorobę. W efekcie o godzinie 21:20– a ta
właśnie wybiła– nie marzyła o niczym prócz pójścia spać. Wyłączyła więc
komputer i zabrała się za poszukiwania piżamy.
Była już w drodze do łazienki,
gdy usłyszała dzwonek swojego telefonu.
– Kogo nosi?– mruknęła do
siebie.– Może Łukasza– uśmiechnęła się pod nosem. Że też jeszcze w to wierzy!
Wzięła telefon z biurka i
rzuciła krótkie spojrzenie na ekran. Gdy do jej zmęczonego mózgu dotarło, kto
dzwoni, niemal upuściła komórkę. Imię Łukasz i uśmiechnięta buzia pojawiały się
i gasły, gdy wybrzmiewały kolejne sygnały. Tysiące myśli przebiegało Wice przez
głowę. Czy to możliwe, żeby on naprawdę do niej dzwonił, by porozmawiać? Nie,
to nierealne. To pewnie Martyna zabrała mu telefon i dzwoni do niej, bo sama
jest spłukana.
– Halo– odezwała się pewnie.
Nastawiona na to, że usłyszy po drugiej stronie przyjaciółkę, niemal usiadła,
gdy odezwał się męski głos.
– Cześć, Wiki– powiedział
Łukasz, przeciągając samogłoski w jej imieniu. Dziewczyna poczuła swoje serce
gdzieś w okolicy przełyku.
– Cześć– odpowiedziała słodkim
głosem. Ledwie słyszała samą siebie, za to chłopaka w słuchawce– wręcz
przeciwnie.
– Słuchaj, jesteś w swojej
willi?– spytał. Zmarszczyła brwi.
– Co masz na myśli?
– Czy jesteś w domu.
– No a gdzie mam być? Jest wpół
do dziesiątej!
– Dwudziesta pierwsza
dwadzieścia dziewięć– sprostował.– Bo jest taka sprawa, że jestem pod twoją
posesją.
– Że co?– spytała głupawo.
– No, jestem pod twoim domem. Jeśli
chcesz, to wyjrzyj przez okno, przekonasz się, że mówię prawdę– nim skończył
mówić, ona już podbiegała do okna. Przezornie nie zapaliła światła na
korytarzu, by jej sylwetka nie odcinała się na jasnym tle. Był tam! Poznałaby
wszędzie tę postać. Ciemny kształt opierał się o latarnię uliczną, trzymając rękę
przy uchu. Widziała go wyraźnie na tle bieli śniegu, który spadł w tym roku
wyjątkowo wcześnie.
– Wyjdziesz?– spytał.
– Daj mi pięć minut– poprosiła
spontanicznie.
– Czyli wyjdziesz? Naprawdę?–
ucieszył się.– No to czekam– i zerwał połączenie. Wika poczuła, że wstępują w
nią nowe siły. Rzuciła się z powrotem do swojego pokoju. Na zewnątrz było
zimno, panował kilkustopniowy mróz, więc dziewczyna chwyciła przewieszone przez
poręcz krzesła spodnie w intensywnym, czerwonym kolorze. Wciągnęła je na
legginsy, w których chodziła po domu i jednym ruchem zapięła dwa guziki. Zdjęła
czarną, sztruksową kurtkę z wieszaka i ruszyła biegiem ku drzwiom.
– A ty gdzie?– zatrzymał ją
tata. Westchnęła.
– Muszę wyjść. Na chwilkę,
naprawdę– nerwowo zrobiła krok w kierunku drzwi.
– Zwariowałaś?! Jest wpół do
dziesiątej! Gdzie ty chcesz łazić o tej porze?– spytał ojciec.
– Ktoś na mnie czeka!–
krzyknęła, tracąc nerwy. Serce zamierało jej z przerażenia, że Łukasz mógł już
odejść.
– Kto?
– Martyna!– wrzasnęła pierwsze
imię, które przyszło jej do głowy. Ojciec nie przepadał za jej przyjaciółką,
ale z pewnością będzie przychylniejszy wobec niej niż wobec chłopaka, którego
nie znał.
Mężczyzna westchnął i spojrzał
na córkę. Policzki płonęły jej ogniem, w oczach coś błyszczało– niezdrowe
podekscytowanie albo „tylko” gorączka. Rzucił okiem na zegarek.
– Masz piętnaście minut,
Wiktoria. I ani chwili dłużej– powiedział stanowczo i odszedł. Jeszcze nim
dotarł do swojego ulubionego miejsca przed telewizorem, jego córka trzasnęła
drzwiami wyjściowymi.
Mroźne powietrze uszczypnęło
Wikę w policzki. Wcisnęła telefon do kieszeni i w miarę wolnym krokiem pokonała
podjazd. Usiłowała wyglądać tak, jakby jej wcale nie zależało i jakby nie miała
ochoty rzucić się chłopakowi w ramiona.
Stał w tym samym miejscu, w
którym widziała go przez okno. Nie zmienił nawet pozycji. Dopiero, gdy ją
zobaczył, wyprostował się i rozłożył ręce. Objęła go, może ciut zbyt mocno, ale
nie widziała go tyle czasu, że tęsknota niemal fizycznie bolała. Chłopak jednak
odsunął się, jak na jej gust– zdecydowanie za wcześnie. Wika pociągnęła nosem.
– Jesteś chora?– spytał.
– Trochę– przyznała niechętnie.
– Do domu po czapkę, ale już–
rozkazał z uśmiechem.– Patrz, ja mam– wskazał na swoją głowę.
– Widzę– odpowiedziała tylko.
Łukasz patrzył na nią spod grzywki. Klęła na siebie w duchu, że jak zwykle nie
wzięła okularów. Nie miała pojęcia, co maluje się w oczach chłopaka, zresztą–
cała jego twarz była dla niej trochę zamazana. Światło latarni, odbijające się
od śniegu, sprawiało, że niewiele widziała.
– Oj, Wika– powiedział nagle–
stęskniłem się za tobą, wiesz?– dodał czule. Nagle, sama nie wiedziała jak,
znalazła się w jego ramionach. Trzymał ją pewnie, więc nie czuła ciężaru
swojego ciała, mimo że stała na palcach, by go dosięgnąć.
Było jej ciepło, mimo mrozu.
Czarny, flauszowy płaszcz Łukasza pachniał jego perfumami. Nagle Wika poczuła,
że klatka piersiowa chłopaka porusza się– nucił cicho. Z początku nie wyłapała
słów. Dopiero po chwili je usłyszała.
– Ale zanim pójdę, chciałbym
powiedzieć ci, że… Miłość to nie pluszowy miś ani kwiaty…– czy tylko jej się
zdawało, czy on specjalnie szeptał jej do ucha?
Uznała, że ich uścisk nieco się
przeciąga, ale nie odsunęła się. Jedynie westchnęła. Łukasz odczuł jej ruch.
– Coś się stało?– spytał,
wypuszczając ją z objęć.
– Tak– odpowiedziała, unikając
jego wzroku.
– Ktoś cię zranił? Chłopak?–
dopytywał się dalej. Skinęła głową.– Nie martw się, Wiki. Faceci to świnie–
pogłaskał ją po głowie z ojcowskim uśmieszkiem. Oj, przemknęło jej przez głowę.
Gdybyś wiedział, o kim mówisz, staranniej dobierałbyś słowa!
– Nie wszyscy. Są jeszcze osły i
barany– rzuciła kwaśno. Łukasz uśmiechnął się.
– Nie bądź taka zgorzkniała,
masz siedemnaście lat!
– Ty też.
– Ja się nie liczę– prychnął.
Wika potrząsnęła głową.
– Nie rozumiem cię– powiedziała
krótko. Łukasz wybuchnął szczerym, wesołym śmiechem.
– Jak większość, kochana. Jak
większość. Świat jest dziwny, ale to dobrze, bo się nie wyróżniamy– przez kilka
sekund jego twarz stężała w dziwnym grymasie. Nagle Wika przypomniała sobie o
jego chorobie i próbach samobójczych. W tym mroku, rozświetlanym słabym
światłem latarni i bielą śniegu, w milczeniu przerywanym jedynie szumem aut, na
tyle dalekim, że niemal były częścią ciszy– łatwiej było jej uwierzyć w
historie z przeszłości Łukasza. Przeszedł ją dreszcz i zagadnęła szybko, by
rozładować atmosferę.
– Jeśli już o dziwactwie mowa…
Co ty właściwie robisz pod moim domem o tej porze?!
– Chciałem się z tobą zobaczyć–
odpowiedział tonem stwierdzenia oczywistości.
– Po prostu… stęskniłeś
się?– pokręciła głową, niedowierzając
jego słowom. Pokiwał gorliwie głową. Wika była w szoku.
– Wiesz, ja…– zaczął Łukasz, ale
urwał.– Nic, nieważne– zakończył kulawo. Wika uniosła brwi, ale nie zapytała.
Znała go już na tyle, by wiedzieć, że jeśli nie chce czegoś powiedzieć, wołami
się z niego nie wyciągnie. Zamilkli więc.
– Był taki czas, że miałem
złamane serce– podjął dopiero po chwili.– Wtedy, kiedy się poznaliśmy… To był
pewien koniec w moim życiu. Z dziewczyną, która wtedy była dla mnie ważna,
skrzywdziliśmy się nawzajem. Ale…
– Ale co?
– Ale pojawił się ktoś, dzięki
komu udało mi się otrzeć te metaforyczne łzy. Całe szczęście, bo nie wiem, jak
to mogłoby się skończyć. Może znowu wróciłaby depresja i tamta niechęć do
życia, nie wiem. Mam tylko nadzieję, że w twoim przypadku również pojawi się
ktoś taki. Być może już się pojawił, choć o tym nie wiesz, nie zdajesz sobie z
tego sprawy.
– Może…– szepnęła Wika. Nagle
zrobiło jej się gorąco i poczuła, że stoi niepokojąco zbyt blisko Łukasza.
Rumieniec wpełzł jej na policzki, a oddech niebezpiecznie przyspieszył. Nagle
zorientowała się, że ich twarze dzielą centymetry. Nim jednak zdążyli je
pokonać, telefon w jej kieszeni zawibrował. Dzwonił ojciec. Westchnęła,
odbierając.
– Tak, wiem, piętnaście minut.
Już idę– rzuciła i wcisnęła czerwoną słuchawkę. Łukasz patrzył na nią, wyraźnie
speszony, co było widoczne nawet przy tak beznadziejnym świetle. Zaczął prószyć
śnieg.
– No to… ja się chyba będę
zbierał– powiedział niepewnie. Westchnęła ze smutkiem.
– Chyba musisz– przyznała.– Wolę
nie prowokować szlabanu– stali jednak oboje bez ruchu. Płatki padającego śniegu
były coraz większe i opadały gęściej. Kilka osiadło na rzęsach i policzkach
Wiktorii, rozmywając jej i tak słabą ostrość widzenia. Podniosła rękę, by je
zetrzeć, ale Łukasz był szybszy. Chłodna dłoń o długich palcach musnęła kości
policzkowe Wiktorii, usuwając szybko topniejące śnieżynki z jej twarzy. Łukasz
zatrzymał rękę na jej policzku, by zdjąć ją dopiero po kilku sekundach. Znów
patrzyli na siebie bez słowa.
– No to cześć– powiedział w
końcu chłopak. Wika uśmiechnęła się lekko, bo średnio do niej docierały jego
słowa. Czuła się tak, jakby wisiała kilka metrów nad ziemią, a może nawet nad
niebem. A wtedy Łukasz zrobił kolejną rzecz, której się nie spodziewała. Objął
ją mocno na pożegnanie, jak zwykle, lecz gdy się odsunęła, pochylił się i
pocałował ją w policzek, milimetry w bok od ust. Nim zdążyła zareagować, wbił
ręce w kieszenie płaszcza i odszedł szybkim krokiem w kierunku swojego domu.
Wika przez chwilę patrzyła na
jego ciemną sylwetkę, do momentu, gdy zniknął za zakrętem. Nie obejrzał się ani
razu.
Dziewczyna otrząsnęła się. Wyznaczony
jej przez tatę czas dobiegł już końca, musiała wrócić do domu. Sama nie
wiedziała, jakim cudem znalazła się znów w swoim pokoju– wszystko, od czułego
gestu Łukasza, zdawało jej się snem. Jak przez mgłę przypomniała sobie, że
miała w planach kąpiel i pójście spać. Teraz jednak doskonale zdawała sobie
sprawę z tego, że nie zaśnie. Kąpiel zamieniła więc na gorący prysznic, który
trochę przywrócił ją do rzeczywistości.
Umyta, przebrana w piżamę,
wróciła do swojego pokoju. Musiała się komuś wygadać. Najchętniej zadzwoniłaby
do Martyny, jednak wciąż nie poinformowała przyjaciółki o uczuciu do Łukasza.
Wiedziała o tym tylko jedna osoba, najbliższa po Martynie– przyjaciółka
szkolna, Olga. Wika wzięła więc telefon i wybrała numer dziewczyny.
– Cześć– powiedziała, słysząc
odzew po drugiej stronie.
– Nie jest trochę za późno na
telefon?– spytała Ola, wyraźnie rozespana.
– Dopiero wpół do jedenastej.
Jak się dzisiaj przekonałam, to jest młoda pora– prychnęła Wika. Opowiedziała
zaciekawionej przyjaciółce całe zdarzenie sprzed godziny. Gdy skończyła, przez
chwilę obie milczały.
– No i co ja mam ci powiedzieć?
Zakochał się chłopak– powiedziała wreszcie Olga. Wika prychnęła z kpiną.
– Nie wydaje mi się.
– Dlaczego w takim razie
odwiedził cię w twoim domu późnym wieczorem przy kilkunastostopniowym mrozie?
Dlaczego powiedział wprost, że się stęsknił i że w twoim życiu chyba już
pojawiła się osoba, która pomoże ci otrzeć łzy?
– Nie wiem, nie wiem, nie wiem.
Wiem jedno. Nie zakochał się we mnie. Robi najgorszą rzecz, jaką może. Daje mi
nadzieję.
– Straszna z ciebie pesymistka,
Wiki.
– Realistka– odpowiedziała
ponuro Wika. Gdzieś w głębi serca zaczęła kiełkować jej nadzieja, że Olga ma
rację i że jest dla Łukasza kimś ważnym, więcej niż koleżanką. Przez chwilę
jeszcze rozmawiała z przyjaciółką, ale zakończyła rozmowę tak szybko, jak tylko
mogła. Zdjęła z półki płytę Manchesteru i ustawiła ją na wybranej piosence.
Zgasiła lampkę. Żałowała trochę, że jej pokój jest po przeciwnej stronie niż
ulica, na której zaledwie godzinę wcześniej stała z Łukaszem. Nie widziała
nawet latarni. Jedynym źródłem światła był księżyc za oknem.
Znów obudziła mnie ta cisza
Kolejny raz bezsenna noc…
Uwielbiała tę piosenkę. Była
masochistką i kochała wszystkie utwory, które wpędzały ją w przygnębienie.
„Berlin lubi deszcz” była w pierwszej dziesiątce, obok „Za szkłem” i „Nad
przepaścią” Braci, „List do M” Dżemu oraz „Nie daj mi odejść” IRY. Tym
bardziej, że każda z tych piosenek kojarzyła jej się z Łukaszem.
Przesłuchała kilkukrotnie utwór
Manchesteru. Pasował idealnie do jej nastroju. Po jakimś czasie uznała jednak,
że przynajmniej spróbuje zasnąć. Wyłączyła więc płytę, zamiast tego wsuwając do
uszu słuchawki od MP3. Wybrała tę samą piosenkę, położyła się na łóżku i
zamknęła oczy. Do snu ukołysał ją cudowny wokal Maćka Tachera.
Ja za każdym razem mocniej
Ściskam nasze zdjęcie w dłoniach.
Czas tak łatwo nas pokonał
Nie zostało mi już nic…
A ja za to słucham tego :)
Miłego czytania i słuchania :)
Lecę czytać
Papa! :3
Piękna ta sukienka <3
OdpowiedzUsuńobserwuję i zapraszam do mnie
http://ela-and-lena.blogspot.com/
sukienka bardzo fajna
OdpowiedzUsuńMnie również bardzo się podoba, ale jeszcze jej nie kupiłam. Muszę to zrobić jak najszybciej, bo obawiam się, że ktoś mi ją "zwinie" :)
Usuń