piątek, 26 kwietnia 2013

013 Szymborska i "Modlitwa" cz. II

Hej!
Mam nadzieję, że 13 post nie okaże się pechowy ;)

Zacznijmy od tego, że nie cierpię poezji.
W podstawówce nawet lubiłam, ale w gimnazjum mojej nauczycielce udało się zgasić to uczucie i to bardzo skutecznie, bo jak tylko widziałam wiersz w podręczniku, robiło mi się zimno. Moi dwaj koledzy- humaniści próbowali to zmienić, wysyłając mi swoje wiersze. Efekt nie był piorunujący ;) Ale jakoś ostatnio trafiłam gdzieś na wiersz Wisławy Szymborskiej- "Radość pisania". Jest to jeden z dwóch wierszy naszej Noblistki, jaki znałam wcześniej. Drugi to "Nic dwa razy", który planuję wykuć na pamięć, ale to swoją drogą ^^ Zapoznałam się też wyrywkowo z kilkoma innymi wierszami Szymborskiej i stwierdziłam, że chyba warto poświęcić jej trochę więcej czasu. Przy okazji ostatniej bytności w bibliotece (ograniczyłam się do bywania raz na tydzień, bo inaczej przeczytałabym cały księgozbiór) wypożyczyłam więc jeden z tomików jej wierszy- "Widok z ziarenkiem piasku". Odkryłam, że poezja też może być fajna!  Aktualnie zostało mi chyba 10 wierszy do końca. Czytam prawie cały czas. Moja Mama, zobaczywszy tę lekturę, zaczęła się śmiać i skwitowała: "No, nareszcie coś porządnego czytasz... Ta Szymborska to mądra kobieta była!" XD
Tak więc Wisławę Szymborską polecam wszystkim. Tutaj można zapoznać się z moim ulubionym utworem ;)

A tymczasem zostawiam Was z kolejnym fragmentem Modlitwy. Na własny użytek określam te fragmenty mianem części, bo słowo "rozdział" jakoś mi nie pasuje :) Mocny kontrast z Noblem, nie ma co xD
Chciałabym Wam jednak podziękować- tym paru osobom, które zostawiły komentarz pod pierwszą częścią i którym chciało się to przeczytać :) Mam nadzieję, że się nie rozczarujecie.






***
Lipiec 2012

– O mateczko! Kocham tę piosenkę!– wrzeszczy Łukasz, nie zwracając uwagi na to, że znajdują się w miejscu jak najbardziej publicznym.
– Świetnie, ale nie drzyj się– syknęła Martyna. Przyjaciel rzucił jej przekorne spojrzenie i puścił ukradkiem oczko do Wiki. Wziął głęboki wdech i ryknął:
– Czy jest jeszcze coś, co mogłoby dziś na czas zawrócić nas, zmienić zdarzeń bieg!…– kobieta wchodząca do sklepu spojrzała dziwnie na ich trójkę. Wika zaniosła się śmiechem, Łukasz rozpromienił się. Martyna rzuciła im spojrzenie spode łba.
– Jesteście okropni– powiedziała.
– Wiemy!– odpowiedzieli równo. Wymienili spojrzenia i uśmiech Wiki lekko przygasł. Wzrok Łukasza był taki ciepły… w jego oczach błyskały czułe iskierki. Dziewczyna speszyła się, jednak to chłopak pierwszy uciekł spojrzeniem. Na jego ustach wciąż błąkał się lekki uśmiech. Łukasz uniósł szklaną butelkę z sokiem i wypił pozostałą resztkę. Wyrzucił pojemnik do stojącego pod drzwiami sklepu kontenera i wyjął paczkę papierosów z kieszeni.
Wiktoria oparła się biodrem o swój rower i patrzyła w zamyśleniu na Łukasza i Martynę. Jedno z nich znała od paru tygodni, drugie od zawsze. Jednak to chłopak był bliższy jej sercu.
Poznali się właśnie dzięki Martynie. Wika przyjaźniła się z nią od podstawówki, chociaż nie chodziły do jednej szkoły. Mieszkały jednak dość blisko siebie i w miarę możliwości spędzały razem wolny czas. Łukasz był w klasie z Martyną i był jej najbliższym przyjacielem. Wszyscy robili z nich parę, ale oni byli jak brat i siostra– kochali się platonicznie. System tej braterskiej miłości przetrwał szkołę podstawową, gimnazjum i pierwszy rok w liceach całej trójki. W wakacje przed rozpoczęciem drugiej klasy, Martyna postanowiła wreszcie bliżej zapoznać przyjaciół. I być może popełniła tym samym katastrofalny błąd.
Wika bowiem zakochała się w Łukaszu. Być może nie od pierwszego wejrzenia, ale wystarczyło kilka godzin razem– i dziewczyna straciła głowę. Miała jednak na tyle rozumu, by trzymać swoje uczucia w tajemnicy. Dzięki temu bez skrępowania mogła spędzać czas z Łukaszem, czasem nawet on nalegał na jej towarzystwo. Tak jak właśnie tego lipcowego dnia.
Cała trójka wraz z początkiem wakacji wybyła ze swoich rodzinnych domów. Martyna była na obozie plastycznym, Łukasz– w górach, a Wiki odwiedzała koleżankę kilkaset kilometrów dalej. Jednak gdy tylko cała trójka znów znalazła się w domu, Martyna wyciągnęła przyjaciół na rajd rowerowy. Właściwie był to rajd tylko z nazwy– po dotarciu pod najbliższy sklep spożywczy, organizatorka odmówiła jazdy. Łukasz nalegał, by wybrali się dalej, Wice było wszystko jedno, ale Martyna uparła się. Kompromisowo ustalili, że zatrzymają się na lody, a potem ruszą dalej.
– No, jedziemy?– Martyna wyrzuciła do śmietnika patyczek po zjedzonym lodzie. Wika spojrzała na nią półprzytomnie, wyrwana z zamyślenia.
– Teraz?! Musisz poczekać. Z fajką w zębach nigdzie nie jadę– warknął Łukasz. Jego przyjaciółka wywróciła demonstracyjnie oczami. Chłopak posłał jej całuska. Wykrzywiła się w odpowiedzi. Wiki obserwowała ich z uśmiechem. Bawiły ją te ciągłe przekomarzania. Ileż by dała, by to z nią Łukasz żartował tak swobodnie! Rozmawiali luźno i nie czuli wobec siebie skrępowania, ale chłopak bez słów wyznaczał granice, których nie przekraczali.
Wreszcie Łukasz wypuścił z ust ostatni obłok dymu, upuścił peta i zgniótł go butem.
– Tego nie było, jakby co– rzucił półgłosem. Chwycił rower i wskoczył na niego. Zanim dziewczyny zdążyły się ruszyć, on wyprzedzał je już o kilkanaście metrów.
– Wieczny dzieciak– prychnęła Martyna. Ona była najbardziej odpowiedzialna i dorosła psychicznie z całej trójki. Wika i Łukasz właściwie niewiele jej ustępowali, jednak dziewczyna głupiała w obecności kolegi, a on przy nich obu pozwalał sobie na więcej luzu.
Właśnie takim znała go Wiktoria. Wyluzowanym, z papierosem w ustach. Nie potrafiła uwierzyć, gdy Martyna powiedziała jej, że chłopak ma za sobą ciężkie przeżycia. Pod koniec gimnazjum wpadł w depresję. Podejmował nieudane próby samobójcze, czego widocznym wciąż śladem były cienkie, jasne blizny na jego rękach. Wika pilnowała się, by nie mówić przy nim o psychiatrach, zakładach zamkniętych i odbieraniu sobie życia. Kilkukrotnie zdarzyło jej się w żartach nazwać kumpla wariatem, i zawsze miała wrażenie, że Łukasz w takich chwilach spoglądał na nią z wyrzutem, a później przez dłuższą chwilę był wyraźnie przygaszony. W takich radosnych chwilach, jak ten lipcowy wieczór,  przeszłość chłopaka wydawała się być zmyśloną bajką.
– Nie marudź. Jest lato, ciepło, fajnie… Ścigamy się?– Wiki wyszczerzyła zęby do koleżanki. Martyna westchnęła ciężko w odpowiedzi.
– Goń go, jeśli chcesz. Dogonię was jak się zmęczycie– wymigała się. Kondycja fizyczna nie była jej mocną stroną. Wika nie odpowiedziała, ale skorzystała z pozwolenia przyjaciółki i rzuciła się w pogoń za Łukaszem. Chociaż sportowiec był z niej żaden, szybko dogoniła chłopaka. Jechali obok siebie w milczeniu. Dziewczyna odwróciła się przez ramię i zauważyła Martynę dobre kilkanaście metrów w tyle.
Nie powiedzieli do siebie ani słowa, ale Wika czuła, że Łukasz dobrze odnajduje się w jej towarzystwie. Cisza im nie ciążyła, wręcz przeciwnie. Ona miała przy nim ciężkie do wyjaśnienia poczucie bezpieczeństwa. Wystarczyło, że co kilka chwil spojrzała na niego– brązowe, rozwichrzone włosy, kraciasta bluza… Jego twarz była złota w promieniach słońca, chylącego się ku zachodowi.
Minęło ich kilka aut i samotny rowerzysta. Wszyscy patrzyli na nich– a przynajmniej tak się zdawało Wiktorii. Co widzieli? Pewnie zakochaną parę, przystojnego chłopaka i ładną dziewczynę, którzy wybrali się na wycieczkę. Ciekawe, pomyślała rozbawiona Wika, jak mało ludzie o sobie wiedzą. Tyle ludzkich historii, dramatów i komedii, dzieje się dokoła, ale nikt nigdy nie zagłębi się pod dostępną dla wszystkich warstwę pozorów.
– No i jak jeździsz, baranie?!– zirytował się Łukasz, gdy pojedynczy samochód ciężarowy zmusił ich niemal do kąpieli w błotnistym rowie. Wiktoria obejrzała się ponownie, trochę zaniepokojona.
– Może jednak zaczekajmy na Martynę?– poprosiła niepewnie.
– Poradzi sobie– odpowiedział krótko. Spojrzał na nią kątem oka.– A co, znudziło ci się moje towarzystwo?– zareagowała na te słowa krzywym uśmiechem. Nim zdążyła coś dodać, Łukasz westchnął i rzucił:– Patrz, następny baran jedzie!– po czym wyprzedził ją o kilka metrów. Zbyt onieśmielona, żeby go dogonić, ale też nie mając dużej ochoty na towarzystwo nieco obrażonej Martyny, dziewczyna jechała w mniej więcej równej odległości od obojga. I w tym stanie rzeczy dotrwali do miejsca, w którym ich wspólna podróż się kończyła– zjazdu do miejscowości, w której mieszkała Martyna. Łukasz i Wika dojechali tam pierwsi i zatrzymali się w oczekiwaniu na przyjaciółkę.
– No nareszcie raczyliście zaczekać– warknęła. Jej klatka piersiowa unosiła się szybko, gdy próbowała złapać oddech.
– Sama kazałaś mi jechać– Wiki posłała przyjaciółce przepraszający uśmiech. Łukasz tylko prychnął.
– Masz coś we włosach– rzucił mimochodem. Wyciągnął rękę i wyplątał z rozpuszczonych loków Wiki niewielkiego robaczka, którego ciężko było dostrzec w zapadającym zmierzchu. Dziewczyna zamarła. Martyna spojrzała na nich, zdumiona.
– Łukasz, możemy pogadać jeszcze chwilkę?– spytała.
– Czuję się spławiona– prychnęła Wika. Pożegnała się z przyjaciółką i ruszyła wolno przed siebie. Czuła, że palą ją policzki od nagłego przejawu czułości Łukasza. Opuściła lekko głowę, by chłodny– bo słońce już zaszło– wiatr osmagał jej policzki. Nie podziałało. Miała wrażenie, że jej twarz dorównuje kolorem czerwonej koszulce, którą miała na sobie.
– Wiktorio. Wiktorio! Możesz na mnie zaczekać?!– usłyszała za plecami. Zwolniła, nie oglądając się. Mało kto zwracał się do niej pełnym imieniem, a wśród najbliższych znajomych wręcz nie było nikogo takiego.
– Już myślałem, że ode mnie bezczelnie uciekasz– odezwał się Łukasz tuż obok niej.
– Od ciebie? Gdzieżbym śmiała!– odpowiedziała niezgodnie z prawdą. Właściwie to chciała uciec od chłopaka, by nie widział jej speszenia. No i była pewna, że on nie ma już ochoty na jej towarzystwo. Jak widać, pomyliła się– chłopak jechał, niemal ocierając się o nią ramieniem. Słyszała jego równy, nieznacznie tylko przyspieszony oddech. Z każdą chwilą mocniej czuła, że uwielbia, gdy on jest tak blisko.
Niestety, każda droga ma swój kres. Ta nie była wyjątkiem. Zbliżali się do końcowego zakrętu z dużą szybkością. Serce Wiki trzepotało się rozpaczliwie. Czy on każe jej się zatrzymać? Porozmawiają jeszcze chwilę? Dziewczyna nerwowo zacisnęła palce na kierownicy.
– No, to cześć– rzucił chłopak, uśmiechając się. Odbił w prawo i zniknął za zakrętem.
Umarłam, pomyślała Wika. Głupia romantyczka, jak zwykle spodziewała się, że kumpel będzie wobec niej księciem z bajki.
Westchnęła, wciągając głęboko do płuc letnie powietrze. Mimo tego ostatniego zagrania Łukasza, cały wieczór był dla niej szczęśliwy jak rzadko który. A że nie umiał się z nią pożegnać tak, jak by chciała? Cóż, do następnego razu…



A więc- do następnego razu!
Miłej majówki :)

niedziela, 14 kwietnia 2013

012 Była sobie kamizelka

Hej!

Cieszę się, że moje wysiłki reklamowania bloga przynoszą efekty i że pojawiło się kilka osób, które pokusiły się nawet o przeczytanie "Modlitwy" i zostawienie komentarzy :) Bardzo Wam dziękuję :) Postaram się też w najbliższym czasie dodać kolejny fragment :)

A dzisiaj chciałam opowiedzieć historię mojej kamizelki.

W sumie zaczęło się od tego, że odkryłam pewną zacną stronę z inspiracjami, której nie podam, bo nie chcę robić reklamy Zszywce. Otóż na tej stronie znalazłam kilka pomysłów na to, jak z kurtki dżinsowej zrobić kamizelkę. Taka kamizela marzy mi się już dobre półtora roku, bo pasowałaby mi do bandanki i byłby pretekst do zakupu okularów- lennonek :) Przekopałam wszystkie secondhandy w moim mieście, ale jak na złość ani kurtki, ani luźnej koszuli (kolejny musthave) nigdzie nie było :\ Dopiero w zeszłą sobotę w zaprzyjaźnionym secondhandzie wyhaczyłam cud. Cud był granatowy, luźny, sięgający bioder. Męski co prawda, ale to mi nie przeszkadza :D Cud został nabyty za oszałamiającą kwotę rzędu 9 zł. Zaraz po przyniesieniu do domu wyłożyłam go na stół i oświadczyłam Mamie, że zamierzam z tego zrobić kamizelkę, bo jedną kurtkę już mam (nie nadawała się na przeróbkę, bo ma dość elegancki krój). Moja Mama jest krawcową, więc zaoferowała się, że mi pomoże :) Już wieczorem obcięłyśmy rękawy, a w trakcie niedzielnego "leniwca" przed telewizorem obszyłyśmy je, żeby się nie strzępiły. I w sumie- to tyle! Dwie godziny roboty (obszywać trzeba było ręcznie). Najgorszym etapem było nabijanie ćwieków na kołnierzyk, bo pokłułam sobie palce :)

Poniżej zdjęcia mojej cudownej kamizelki <3 Niestety nie zdążyłam zrobić jej zdjęć gdy była jeszcze kurtką :D








Lubicie DIY? Przerabiacie ubrania? Znacie jakieś fajne strony, macie pomysły? :)

środa, 10 kwietnia 2013

011 Postcrossing

Hej!

Dzisiejszy nadmiar weny twórczej do blogowania postanowiłam wykorzystać na opisanie jednej z wielu moich pasji. Jest chyba najnowsza, bo bawię się w to od sierpnia 2012.
Czym jest postcrossing? Według cioci Wiki jest
"Serwisem społecznościowym, który umożliwia jego zarejestrowanym członkom wysyłać i dostawać pocztówki z całego świata. Strona internetowa jest w języku angielskim. Stosuje się regułę, że pocztówki także pisze się po angielsku, chyba, że odbiorca zadeklarował znajomość jakiegoś innego języka, który zna także nadawca. Pomysł zakłada, że za każdą wysłaną i zarejestrowaną kartkę użytkownik otrzymuje kartkę od kogoś innego."

W sumie nie wyjaśniłabym tego lepiej :D
Ja, wychowana na "Ani z Zielonego Wzgórza", zawsze żałowałam, że tradycja pisania listów i wysyłania pocztówek zanika. Odkrycie postcrossingu było wielkim zaskoczeniem i wielką radochą :) Zawsze chciałam podróżować, ale na chwilę obecną raczej ciężko, więc podróżuję duchem razem z pocztówkami. Moja pierwsza wysłana kartka była do USA, a odebrana z Japonii :) Niestety, w moim mieście nie ma zbyt wielu miejsc w których można nabyć pocztówki. Zresztą, pojęcie pocztówki autorskiej jest chyba nieznane... Wysyłam więc głównie widokówki. Niestety, od początku br. opłaty pocztowe wzrosły i mogę wysyłać tylko 2 pocztówki tygodniowo, na więcej mnie po prostu nie stać :\

Poniżej zamieszczam kilka pocztówek. Są to zarówno moje otrzymane, jak i "favy", czyli favourites :)






Jak widzicie, pocztówki to nie tylko widokówki "Pozdrowienia z..." :)
Postcrossing oferuje nie tylko "offy" czyli właśnie losowanie kartek, ale również "swapy" czyli wymiany prywatne. Ja wymieniam się z pewną przemiłą dziewczyną z Singapuru :) Kocham Postcrossing, wkręcam w niego jak najwięcej znajomych. Nawet moi rodzice są zainteresowani. Co prawda nie wysyłają, ale szukają kartek dla mnie.
Na postcrossingu jestem właśnie tu. Jakby ktoś chciał się wymienić, dajcie znać ;)

A Wy jesteście postcrosserami? Macie inne pasje? Piszcie!

Zmykam, ksiązka przygotowująca do konkursu o UE czeka...

Dobranoc

piątek, 5 kwietnia 2013

010 "Panie, pozwól mi..."

"Uczyń bym był z kamienia, bym z kamienia był.
I pozwól mi, pozwól mi,
 Spróbować jeszcze raz, jeszcze raz..."

~Dżem, "Modlitwa III"

Powyższy cytat z mojego ukochanego Dżemu nie jest przypadkowy. Jakiś czas temu słuchając Dżemu właśnie naszła mnie wena twórcza i zaczęłam pisać opowiadanie. W sumie jest go 17 stron. Sądzę, że choć pomysł nie jest zbyt oryginalny, opowiadanie nie jest najgorsze. Chciałabym poznać opinię osób bezstronnych. Wstawiam początek. Jeśli komuś się spodoba, proszę, dajcie mi znać. Naprawdę mi na tym zależy. No i jeśli będzie warto, to będę wstawiać dalsze części :)
+ Może znacie jakieś fora dla początkujących pisarzy- amatorów?


MODLITWA

Panie mój
 Uczyń bym był z kamienia
 Bym z kamienia był
 I pozwól mi, pozwól mi
 Spróbować jeszcze raz, jeszcze raz
 Chcę trochę czasu, bo czas,
 bo czas leczy rany…
~Dżem

Styczeń 2013
On uśmiecha się przepraszająco z ekranu. To tylko zdjęcie, ale i tak robi jej się gorąco. Patrzy na nie i myśli. Mogli być szczęśliwi– wierzyła w to przez tyle czasu, że niemal uważała za prawdę. Nieraz musiała powstrzymywać się, by nazwać go po imieniu, a nie „kochaniem”, a wobec innych– nie „swoim chłopakiem”. Tyle miesięcy patrzyła na niego z miłością, słuchała każdej bzdury, którą chciał jej przekazać, cierpliwie znosiła, gdy ją obrażał, chociaż gdy stali twarzą w twarz, mówił półżartem. No i dlaczego nie wyszło?!
Wszyscy mówili jej, że jest między nimi chemia. W to też wierzyła. Choć czasem tej wiary brakowało– wtedy myślała, że uda jej się odepchnąć od siebie to uczucie. Ale nigdy się nie udawało. Bo wtedy znów się spotykali. A on znów wykonywał jakiś subtelny gest, który równocześnie doprowadzał ją na wyżyny szczęścia i sprawiał, że w nocy płakała z bólu, siedząc po turecku w ciemności swego pokoju.
Pojedyncza łza spływa po policzku Wiktorii. Z głośnika płyną pierwsze wersy piosenki happysadu- „Wszystko jedno”. Bo miało, miało być tak pięknie! Miało nie wiać im w oczy! I marzyła o tym, że kiedyś ktoś zaśpiewa im „Sto lat”. A co zostało? Modlitwa. Prośby do Boga, by pozwolił jej spróbować jeszcze raz. Jeszcze raz pokochać kogoś tak, jak kochała Łukasza.
– Ogarnij się, Wiki– mruczy do siebie. Przesuwa kursor na krzyżyk w prawym górnym rogu okienka, w którym ma otwartego Facebooka, ale w ostatniej chwili wycofuje się. To za silne. Od wielu miesięcy jej FB i gadu– gadu zawsze są włączone, a ona zawsze jest dostępna. Cały czas się łudzi, że Łukasz może jej potrzebować, choć nigdy dotąd to się nie zdarzyło. Dziewczyna przesuwa kursor na ikonę minimalizowania i sprawdza komunikator. Po nim najłatwiej może określić nastrój Łukasza. Jego kontakt nie jest na liście dostępnych, ale w opisie ma cytat z piosenki i Wiktoria już wie, że jest niewidoczny. A więc pewnie ma zły humor, jest zdołowany, słucha jakiejś melancholijnej muzyki… Po prostu źle mu z samym sobą.
Przez kilka sekund serce Wiki ściska się boleśnie, a w żołądku robi się supeł. Zawsze gdy wie, że Łukasz jest niedostępny i nie ma ochoty z nikim rozmawiać, mimowolnie się o niego boi. Samobójca na zawsze pozostaje samobójcą.
Mam paranoję, przemyka jej przez głowę. Tak, to zdecydowanie dobre określenie na jej stan. Paranoiczka. Głupia, zakochana paranoiczka… Zwykle takie samokrytyczne myśli wywołują uśmiech na jej twarzy. Ma dużo dystansu do siebie i nieraz w trudnych chwilach ratuje ją to przed jakimś desperackim krokiem. Tym razem jednak jakoś nie działa.
– Masz paranoję, Wika– mówi na głos.– I na dodatek gadasz do siebie– dodaje.
Dziewczyna wybiera z paska otwartych programów odtwarzacz muzyki i wybiera utwór. Do nastroju pasuje jej „Kryzysowa narzeczona” Lady Pank. Co prawda Łukasz też uwielbia tę piosenkę, ale to nie boli już Wiki tak, jak wcześniej. Bardziej dotykają ją wspomnienia związane z tym utworem.
Ponownie otwiera okienko Facebooka i spogląda w zamyśleniu na zdjęcie profilowe Łukasza. Jego spojrzenie spod brązowej grzywki jest przepraszająco– pytające, rozczula ją, jak zwykle. Za każdym razem, gdy na nie spogląda, ma wrażenie, że to zdjęcie jest tylko dla niej, by ją przeprosić za wszystko, co się stało, za złudną nadzieję. Wydaje jej się niemal, że inni widzą odmienny portret chłopaka. Tak jak tylko ona widziała– a może sądziła, że widzi?– jego prawdziwą twarz.
Piosenka w odtwarzaczu zmienia się. Krótkie akordy zagrane na gitarze wystarczają do zidentyfikowania utworu. „Nad przepaścią” Braci. I nagle, chociaż dziewczyna próbuje to powstrzymać, znów cofa się do tamtych dni, dni w których było dobrze…



I to by było na tyle :) Tak jak pisałam powyżej, proszę o komentarze i opinie. Będę wdzięczna za każdy jeden :)

Zmykam
Dobranoc

wtorek, 2 kwietnia 2013

009 Wolne

Ferie świąteczne... Nareszcie się ich doczekałam- i minęły zbyt szybko :\ Miałam wiele planów i większości nie udało się zrealizować. Właściwie to prawie nie wychodziłam z domu- trasę kuchnia-pokój/lodówka-facebook mam za to obcykaną :D Udało mi się jednak przerobić kupioną za kilka złotych bluzo- kurtkę. Zmiana "kosmiczna"- odprucie starych i przyszycie nowych guzików, ale odmieniło wygląd mojego nieszczęsnego ciucha. Pozostaje tylko pytanie do czego (i kiedy!) ja to założę :\
Stare guziczki były złote, nowe są srebrne ^^



Podoba wam się? A może ze złotymi było lepiej? :)