Długi weekend czas zacząć! Ja zaczęłam go od ściągnięcia kilkunastu piosenek mojego ukochanego zespołu Transfuzja. Tytuł notki jest fragmentem utworu "Ogień", który bardzo lubię ^^ Transfuzja łączy w sobie wszystko to, co lubię najbardziej w innych zespołach rockowych, oraz dodaje coś od siebie- no jak tu ich nie kochać?! Staram się być na wszystkich koncertach (na ostatnim byłam w październiku... ale to nie z mojej winy! ^^), posiadam nawet stanowisko nieoficjalnej maskotki zespołu. Z Transfuzją możecie zapoznać się na ich kanale na YT- Anonim(moje nagranie! I ta ręka w którymś momencie też jest moja ^^), wspaniała Zakazana, boski cover Kawałek podłogi.
No, ale styknie tej kryptoreklamy- jak na podziękowanie za nagrania to się chyba rozpisałam xD
Baaardzo się cieszę, że mam już AŻ 9 obserwatorów. Jak to widzę, to od razu chce mi się bardziej blogować. Inni mają po 200-300 i więcej, ale dla mnie 9 to mega dużo, tym bardziej, że mam wrażenie, iż nawet Was interesuje to, co tu wstawiam ^^ Tak więc czytajcie, komentujcie, dołączajcie ^^
Ten tydzień jest dla mnie fantastyczny. Od poniedziałku byłam przez cały tydzień łącznie na 7 lekcjach z 22 xD I to rozłożone na 3 dni! Powodami tego są: ewaluacja w mojej szkole, przez którą musiałam uczyć się jakichś durnych pytań i odpowiedzi dotcyczących nauczania, oraz organizacja konkursu historycznego, do której załapałam się dosłownie w ostatniej chwili i jak zwykle przez przypadek (miałam tylko drukować dyplomy xD). Zapewne przyszły tydzień będzie straszny, bo dowiem się jakie mam oceny... I będę musiała się poprawić z fizyki. No i w poniedziałek piszę konkurs matematyczny, a zadań nie rozumiem ni w ząb. Ale w środę jest wycieczka ^^ Może uda mi się zrobić jakieś fajne zdjęcia.
Z nadmiaru wolnego czasu zrobiłam sobie "potterowe" bransoletki (w kolorach domów) i przeczytałam wszystkie książki, które wzięłam z biblioteki- skończyłam "Trylogię czasu" K. Gier, przeczytałam "Drogę Goblina" i "Telefony do przyjaciela". Książką, która najbardziej mi się spodobała, jest jednak "Muzyka, dziewczyny i śmiercionośny kogel-mogel" Jordana Sonnenblicka. Książka opisuje kilka miesięcy z życia pewnej rodziny. Starszy syn, Steven, uważa, że posiadanie młodszego brata jest najgorszym, co go spotkało. Do czasu jednak. Okazuje się, że Jeffrey ma raka. Przez to Steven musi przewrócić do góry nogami cały swój system wartości... Nie powiem więcej, serdecznie zachęcam do czytania. Książka nie jest pisana depresyjnym językiem, wręcz przeciwnie- jest lekka i żartobliwa. Polecam jak najszczerzej ;3
Uff, wystarczy chyba już tego mojego "trucia". Zapraszam Was teraz do ostatniej części i epilogu "Modlitwy". Przepraszam, że musieliście czekać na nią tyle czasu (o ile ktoś w ogóle czekał xP). W zamian obiecuję, że przez jakiś czas nie będę Wam truła żadnym moim opowiadaniem xD Mam nadzieję, że spodoba Wam się sposób w jaki sfinalizowałam to opowiadanie. Szczerze mówiąc, zaczęłam je pisać tylko po to, by móc tak skończyć :D
***
Sylwester 2012/2013
Ciastka na blasze wyglądały jak
zastęp mutantów godny „Władcy Pierścieni” Tolkiena. Wika i Martyna spoglądały z
przerażeniem to na nieudany wypiek, to na siebie.
– Zmarnowałyśmy czekoladę–
oświadczyła z przekonaniem ta druga.
– Nie, coś ty– Wika uśmiechnęła
się drapieżnie– nakarmimy tym chłopaków. Faceci są wszystkożerni, nawet się nie
zorientują, że to zakalec.
– Racja– Martynie rozbłysły
oczy. Wiki wyjęła z szafki plastikowe pudełko z błękitną pokrywką i podała je
przyjaciółce.
– Zapakujesz je? Muszę się
ogarnąć– ciągle miała na sobie domowe dżinsy i podkoszulek. Martyna skinęła
głową i zabrała się za przekładanie ciastek z blachy do pudełka. Wika wyszła z
kuchni i szybkim krokiem ruszyła do łazienki. Musiała się spieszyć– Łukasz
mieszkał dobre dwadzieścia minut pieszego marszu od niej, a obiecały, że będą u
niego o 20. Dlatego wcześniej przygotowała sobie ubrania, a teraz musiała tylko
się przebrać, uczesać i umalować. Zajęło jej to tylko kilka minut.
– Gotowe. Możemy lecieć–
oświadczyła, wchodząc do kuchni, gdzie Martyna siedziała przy stole i pisała
SMS. Dziewczyna obrzuciła ją znudzonym spojrzeniem znad telefonu i uśmiechnęła
się.
– Ładnie wyglądasz– pochwaliła.
– Wiem– mruknęła Wika. Włożyła
pudełko z ciastkami do swojej torby i ruszyła do korytarza po płaszcz, czapkę i
szalik. Spojrzała na siebie raz jeszcze w lustrze. Ubrała się na ten wieczór w
dopasowaną bluzkę z czarnej koronki i zielone rurki. Oczy umalowała delikatnie
czarną kredką i tuszem, a włosy spięła w kucyk. Jak dla siebie wyglądała trochę
zbyt przeciętnie, ale musiało jej wystarczyć.
Wyszły na zewnątrz. Martyna
ostrożnie niosła lnianą torbę, w której podzwaniały o siebie wesoło dwie
butelki francuskiego wina, a Wika taszczyła butelkę czerwonej „Heleny” i ich
nieudany wypiek.
– Wiesz– odezwała się Martyna–
cieszę się, że spędzamy razem tego Sylwestra. Do tej pory zawsze musiałam
wybierać, ty czy Łukasz… Fajnie, że się zaprzyjaźniliście. Wreszcie zacznę Nowy
Rok tak, jak zawsze chciałam– uśmiechnęła się. Wiki odpowiedziała tym samym,
ale zdecydowanie gorzej jej to wyszło. Było jej źle, że ciągle– od pół roku!–
nie powiedziała przyjaciółce o swoich uczuciach do Łukasza.
– To miło z jego strony, że w ogóle
mnie zaprosił.
– Żartujesz sobie?! Kiedy na
początku powiedziałaś, że raczej cię nie będzie, przez trzy dni za mną łaził i
pytał, dlaczego! Naprawdę cię lubi.
– Ja jego też– odpowiedziała,
może nieco zbyt żarliwie.– Ale teraz chodźmy szybciej, bo jest za pięć, a
Łukasz nas zabije, jeśli się spóźnimy.
– Zadzwonię do niego, żeby kogoś
po nas wysłał, będzie pewny, że już jesteśmy blisko– Martyna wybrała numer
przyjaciela i rozmawiali przez chwilę. Wika cieszyła się, że idą w całkowitej
ciemności, bo gdy przyjaciółka powiedziała jej o reakcji Łukasza wobec jej
pierwszej odpowiedzi na sylwestrowe zaproszenie, zbladła jak ściana, a po kilku
sekundach poczerwieniała. Nie wiedziała o tym. Chłopak nie pytał o powody jej
decyzji, nie ją. Myślała, że jej obecność jest mu obojętna, choć zaprosił ją
osobiście. Miło było wiedzieć, że jest zupełnie inaczej.
Kilkaset metrów od domu Łukasza
dziewczyny wpadły na jego „posłańców”. Byli to Piotrek i Maciek, koledzy z
liceum chłopaka i Martyny, których Wika również znała.
– Ilu was tam właściwie jest?–
spytała przyjaciółka Wiki, marszcząc brwi.
– Wy, my, Łukasz, Marysia i
dwóch kolegów Maćka– odpowiedział szybko Piotrek, wyjmując z rąk koleżanki
torbę z winem. Wiktoria westchnęła. Cóż, początkowy plan witania Nowego Roku we
troje delikatnie mówiąc, nie wypalił.– Z czego koledzy Maćka są już prawie
całkiem zalani. Jeden gada po hiszpańsku– zachichotał Piotr. Jego kumpel trącił
go łokciem i zabrał Wice jej balast.
Dom Łukasza był jasno
oświetlony. Przez duże, przeszklone drzwi balkonowe widać było kilka postaci.
Wika nie zdążyła dostrzec nic więcej, bo znaleźli się już przy wejściu.
Odruchowo poszukała wzrokiem dzwonka, ale jej towarzysze nie przejmowali się
takimi głupotami– Piotrek po prostu nacisnął klamkę i władowali się do korytarza,
gdzie zostawili okrycia i buty. Wiktoria przełknęła ślinę. Decydujący moment.
– No idź– Maciek bezczelnie
dziabnął ją palcem w plecy. Dziewczyna westchnęła i wspięła się po schodach tuż
za Martyną.
Na ich widok Łukasz z szerokim
uśmiechem wypadł z pokoju. Tuż za nim wyszła stamtąd ciemnowłosa dziewczyna w
krótkiej, czarnej spódniczce i czerwonej bluzce. Wika uznała, że to jest
Marysia– jedna z trzech nieznanych jej dotąd osób na tej imprezie. Podczas, gdy
Łukasz ściskał Martynę na powitanie, czarnowłosa podeszła do niej.
– Maria– rzuciła uprzejmie, acz
bez uśmiechu.
– Wika– odpowiedziała
dziewczyna, celowo zdrabniając swoje imię. Nim zdążyła coś jeszcze dodać,
Łukasz zamknął ją znienacka w swoich objęciach.
– Cieszę się, że jesteś– szepnął
jej ledwo słyszalnie do ucha.– Jestem trochę pijany, więc nie do końca mnie
słuchajcie– powiedział głośniej, wypuszczając Wiktorię z ramion. Skierował się
do jasno oświetlonego pokoju, dając znak, by dziewczyny podążyły za nim.
Zasiadł na honorowym miejscu u szczytu stołu, a Marysia obok niego. Zostały
tylko dwa wolne miejsca. Martyna błyskawicznie wepchnęła Wikę na krzesło obok
Piotrka, a sama usiadła pomiędzy przyjaciółką a ścianą i wydawała się być z
tego powodu całkiem zadowolona.
Impreza, jak zwykle na początku,
była dość drętwa. Co jakiś czas wybuchali jednak śmiechem, a kolejne kieliszki
wódki sprzyjały ociepleniu relacji. Po półtorej godziny było już całkiem
wesoło– Łukasz otworzył przyniesione przez Martynę wino, Maciek włączył muzykę.
Wika, mimo, że niezbyt utalentowana muzycznie, dała się namówić i wraz z całą
resztą odśpiewała „Zanim pójdę” happysadu.
Łukasz przysiadł się do Martyny
i Wiktorii z kieliszkiem wina. Po chwili jego śladem podążyła Marysia. Była już
dość widocznie wstawiona, więc po chwili odstawiła naczynie, podobnie jak
Martyna. Rozmawiały o czymś cicho. Łukasz i Wika nie zamierzali jednak póki co
przestać– chłopak szczodrze dolewał czerwonego alkoholu do obu kieliszków,
gadając przy tym wesoło do Piotrka i dziewczyny.
– A o północy wyjdziemy,
oczywiście, na ulicę, oglądać fajerwerki– trajkotał. Wiki potakiwała, z natury
małomówny Piotrek uśmiechał się tylko. Łukasz z każdą chwilą był coraz bardziej
pijany. Mieszanie wódki i wina mściło się perfidnie. Póki co był jednak w miarę
kontaktowy, przynajmniej w porównaniu z kolegami Maćka po drugiej stronie
stołu, którzy darli się na całe gardło, gadając coś bez sensu. Maciej próbował
ich nieco uciszyć, ale nie dawało to żadnego efektu.
Łukasz obrzucił pijane towarzystwo
nieprzychylnym spojrzeniem. Pochylił się do Martyny i powiedział coś cicho.
Wika nie usłyszała słów, ale jej przyjaciółka zaczęła powoli wychodzić ze
swojego miejsca. Widząc wzrok Wiki, ruszyła lekko głową w kierunku drzwi.
– Idziesz?– spytała, starając
się, by Marysia ich nie słyszała. Wiktoria potaknęła skinieniem głowy i również
wstała.
Łukasz czekał na nie przy wejściu
do swojego pokoju. We troje weszli do środka i zamknęli drzwi.
Wika znalazła się tam po raz
pierwszy. Był to ładny, w miarę czysty pokój, zalany czerwonym światłem,
wydobywającym się z trudnej do zlokalizowania lampy. Niewielkie łóżko, okryte
cienkim kocem, stało pod zasłoniętym roletą oknem. Wika i Martyna ulokowały się
na nim, a właściciel pokoju– na obrotowym krześle przy biurku.
– Bardzo nieswojo się tu
czujesz?– spytała Martyna. Wiki pokręciła przecząco głową z szerokim uśmiechem.
– Myślałam, że będzie gorzej– odpowiedziała.
Widząc jej zadowolenie, Łukasz również wykrzywił usta.
– Może włączyć wam jakąś muzykę?
Wiktorio, wymagania?– spytał, odwracając się ku swojej wieży stereo i stercie
płyt CD. Nim Wika zdążyła odpowiedzieć, drzwi otworzyły się bezszelestnie i do
pokoju weszła Marysia. Uśmiech spełzł Łukaszowi z twarzy, odsunął się od płyt.
– Co robicie?– spytała Mania,
siadając obok Martyny.
– Rozmawiamy sobie– dziewczyna
objęła ją ramieniem.
– Tak sami? W ciemności?– pytała
dalej.
– A co mamy robić?– nie
wytrzymała Wika.
– Pieprzyć się?– dodał Łukasz,
nieco zirytowany tą wymianą zdań. Marysia obrzuciła go smutnym spojrzeniem, więc
nie dodał nic więcej. Atmosferę w pokoju uratował Piotrek, wślizgując się
cicho.
– Oni ci rozniosą dom–
poinformował cicho Łukasza. Chłopak wzruszył ramionami i uśmiechnął się lekko.
Przez chwilę siedzieli w ciszy, a potem znów otworzyły się drzwi i wpadł przez
nie Maciek w stanie lekkiej nietrzeźwości.
– Zdrowia, szczęścia,
pomarańczy, niech ci laska nago tańczy! Łukaszku mój kochany!– wrzasnął, tuląc
się do kumpla.
– Tak właściwie która jest
godzina?– spytała Wiki, usłyszawszy huk wybuchającego za oknem fajerwerku.
– Za piętnaście dwunasta.
Idziemy na dwór?– Martyna puściła Marysię i wyszła z pokoju. Reszta podążyła za
nią.
– Ej, frajerzy, północ jest,
idziecie?– Maciek zagnał przed sobą swoich kumpli. Wikę zastanawiało, jakim
cudem ci pijani chłopcy zeszli po licznych, dość stromych schodach.
Cała banda wyległa na ulicę.
Odpalone przez niecierpliwych fajerwerki strzelały gromko dokoła, zalewając ich
gradem kolorowych iskier. Poczekali do północy i otworzyli szampana oraz
Piccolo. Maciek, chcąc się popisać, otworzył butelkę tak, że oblał wszystkich.
– Szczęśliwego Nowego Roku,
Wiki– Martyna mocno przytuliła przyjaciółkę. Wzięła butelkę z Piccolo i
pociągnęła solidny łyk.– Jak menel– dodała zadowolonym tonem. Obie wybuchnęły
śmiechem. Podszedł do nich Piotrek i objął Martynę. Wika odsunęła się z
uśmiechem i spojrzała przez ramię.
Koledzy Maćka i on sam tarzali
się w rowie, wrzeszcząc życzenia świąteczne. Łukasz darł się do telefonu.
Martyna i Piotrek ściskali się, a Marysia stała kilka metrów dalej i z ponurą
miną piła szampana z butelki, patrząc na Łukasza. Wiktoria wyjęła telefon z
kieszeni spodni i wybrała numer Olgi.
– Cześć. Szczęśliwego Nowego
Roku– powiedziała grobowym tonem.
– Wzajemnie!– wrzasnęła wesoło
Ola. Zaczęła coś mówić, ale Wiki nawet jej nie słuchała.
– Szczęśliwego Nowego Roku!!!!–
wydarł się Łukasz na całe gardło. Złapał Wikę mocno w pasie i uniósł ją
kilkanaście centymetrów na ziemię. Piszcząc z radości, zaczął się kręcić dokoła
własnej osi, ze zszokowaną dziewczyną w objęciach. Wiki wrzasnęła ze strachu,
Łukasz z radości, Olga w słuchawce darła się dla towarzystwa. Gdy ta histeria
się skończyła, Wiktoria niemal się wywróciła. Łukasz stał obok, ściskał Marysię
i składał jej życzenia.
– Wszystko w porządku?– spytała
Ola.
– Nie– odpowiedziała Wika,
tłumiąc łzy.– Mamy tu piękne love story– dodała gorzko.– Słuchaj, wyjaśnię ci
to jak tylko się zobaczymy, okej? Szczęśliwego i w ogóle– powiedziała i
rozłączyła się, nim Olga odpowiedziała. Piotrek stanął tuż obok niej i podał
jej butelkę z Piccolo.
– Trochę wygazowane. Wszystkiego
najlepszego w nowym roku– uśmiechnął się przyjaźnie. Wika spojrzała na niego,
czując przypływ sympatii, i wypiła kilka łyków wciąż jeszcze musującego
brzoskwiniowego napoju. Martyna stanęła po drugiej stronie przyjaciółki i
patrzyła na Łukasza i Manię.
– Głupia dziewczyna– westchnęła
Wice do ucha.– On jej złamie serce.
– Też się przejmujesz– mruknęła
Wiktoria, zirytowana.– Nie twoje serce, nie twój problem. Mało masz własnych
spraw na głowie?– Piotrek spojrzał na nią z bólem, więc urwała. Martyna tylko
wzruszyła ramionami i odebrała przyjaciółce butelkę z resztką Piccolo. Wypiła
trochę i odstawiła ją na asfalt. Po kilku sekundach rozległ się dźwięk
tłuczonego szkła i bełkotliwe przeprosiny.
– Wiedziałam, że tak będzie– rzuciła
ponuro Wika, patrząc na Maćka, usiłującego się zorientować, na co właściwie
wpadł.
– Idziemy na spacer?– spytała
Martyna. Był to jej i Wiki zwyczaj, co najmniej godzinny spacer tuż po północy
i tylko we dwie. Przyjaciółka skinęła głową. Poczekały, aż wszyscy zajmą się
czymś innym i odeszły.
– Nie rozumiem i nigdy nie
zrozumiem, co te wszystkie głupie dziewuchy widzą w Łukaszu– mruknęła Martyna.
No cóż, pomyślała Wika, ja ci raczej nie wyjaśnię. Ja poleciałam po prostu na niego.
– Po prostu za dobrze go znasz.
Wiesz, jakie ma wady. A one nie.
– No ja rozumiem, że on śpiewa,
tańczy, sprząta, gotuje, w ogóle krawaty wiąże usuwa ciąże, ale bez przesady! I
to jeszcze takie fajne dziewczyny! Z Patrycją chodził trochę ponad trzy
miesiące, rzucił ją, bo spodobała mu się Anita. Z nią wytrzymał pół roku.
Twierdził, że ją kocha, ale nie może jej już dłużej ranić i zerwali. Strasznie
przeżywał, ale nie wrócił do niej, chociaż przyjęłaby go z otwartymi ramionami.
A teraz jeszcze Mańka! To się dobrze nie skończy, gwarantuję ci to– zakończyła
smętnie.
– Być może– Wiktorii było
wszystko jedno, jeśli chodziło o inne dziewczyny Łukasza.– Możemy zmienić
temat? Naszego kochanego Łukaszka mam już trochę dość. Wystarczy, że znoszę go
od dwudziestej– powiedziała sztucznie wesołym tonem. Martyna chętnie przystała
na tę propozycję i dalszą drogę pokonały, rozmawiając o niej i Piotrku. Wika
była na siebie trochę zła, że pominęła kolejną okazję, by wyznać przyjaciółce
swoje uczucia do Łukasza. Postanowiła, że powie jej dopiero, gdy się odkocha.
Tak będzie zdecydowanie prościej.
Gdy wróciły w miejsce imprezy,
zmarznięte do szpiku kości, szybko zorientowały się, że po północy puściły
hamulce. Marysia siedziała smętnie przy stole, a w jej kieliszku zamiast wódki
był Sprite. Łukasz z morderczą miną pił kolejkę razem z Maćkiem i jego
kolegami. Piotrek spoglądał nerwowo to na drzwi, to na kompanię przy stole,
czekając na cud. Nie pił– był kierowcą.
– Łukasz już nie udaje– mruknęła
z obawą Martyna.– Teraz jest naprawdę pijany. Bunkrujemy się u niego w pokoju?
– Nie ma innej opcji.
– Piotrek? Idziesz?– ku
zdziwieniu Wiki, dziewczyna przywołała kumpla, a ten skwapliwie skorzystał z
zaproszenia. We troje zamknęli się w pokoju Łukasza. Piotr wyjął ze stojącego w
kącie pokrowca gitarę i zaczął na niej cicho brzdękać, nucąc.
– W moich snach wciąż Warszawa,
pełna ulic, placów, drzew…
– Rzadko słyszysz tu brawa,
częściej to drwiący śmiech– dołączyła się Martyna. Śpiewali duetem. Dopiero
przy refrenie Wika odważyła się zaśpiewać z nimi.
– Jeśli miłość coś znaczy, musi
dać znak. Kiedyś też to zobaczysz i powiesz mi tak. Zniknie Warszawa, tak jawa,
jak sen…
– Łukasz! Łukasz, nie!–
usłyszeli zrozpaczony krzyk Marysi. Brzęknęło tłuczone szkło, rozległ się tupot
na korytarzu. Przez półprzezroczystą szybę w drzwiach obserwowali, co się
dzieje. Łukasz się przewrócił, Mania próbowała go podnieść, mówiąc coś, czego
nie rozumieli. Piotrek zlitował się. Podał Martynie gitarę i wyszedł z pokoju,
zostawiając otwarte drzwi.
– Mańka, daj spokój– powiedział
uspokajająco do dziewczyny, pochylonej nad Łukaszem.– On sobie poradzi. Chodź
do nas.
– Przecież go nie zostawię!–
mimo, że chwilę wcześniej była na granicy łez, teraz patrzyła na Piotrka ze
sztyletami w oczach.
– On musi iść spać– Piotr dalej
mówił spokojnym, opanowanym tonem, choć Wice się zdawało, że najchętniej
przyłożyłby Marysi.– I pójdzie sam za pół godziny. Nie męcz się, Mania, nie raz
już to widzieliśmy. Zostaw go.– Wypity alkohol albo wyparował, albo całkowicie
uderzył Marysi do głowy, bo uparcie nie chciała zostawić chłopaka, który
podniósł się już z podłogi i patrzył na nią nieprzytomnie. Dostrzegł otwarte
drzwi do swojego pokoju i wszedł chwiejnie. Usiadł obok Martyny na łóżku i
przytulił się, obejmując ją ramieniem i opierając swoją głowę na jej kolanach.
Dłoń położył na plecach Wiki, by ta się nie odsunęła.
– Łukasz, chodź– Mania weszła za
nim do pokoju. Piotrek z głupią miną został na korytarzu.– Musisz iść spać,
jesteś pijany. Wyjdźcie stąd– warknęła na Martynę i Wiktorię. Ta pierwsza
oswobodziła się z objęć Łukasza i wstała, druga jednak ani drgnęła, widząc ból
na twarzy chłopaka, gdy opadał bezwładnie na puste miejsce na łóżku.
– Wika!– powtórzyła ostro
Marysia. Dziewczyna podniosła się z materaca.
– Wiktoria…– wymamrotał Łukasz.
Złapał ją za rękę.– Zostań, Wiktoria.
– Mogę?– spojrzała na Marysię.
Ta wzruszyła wściekle ramionami. Wika cofnęła się pod ścianę i patrzyła, jak
Mania układa opornego chłopaka na łóżku.
– Wiki– Łukasz szukał jej
półprzytomnym wzrokiem. Marysia przywołała ją ruchem głowy i dziewczyna, nieco
onieśmielona, podeszła bliżej. Widząc ją, Łukasz posłusznie położył się na
łóżku i patrzył na obie dziewczyny. Mania cofnęła się o krok. Dotknęła
ostrożnie ramienia Wiktorii.
– Posiedź z nim chwilę, idę do
łazienki. Zawołam Piotrka– powiedziała i wyszła. Kilka sekund później pojawił
się Piotr. Widząc jednak Łukasza i Wikę samych w pokoju, zamknął otwarte przez
Marysię drzwi.
Łukasz ujął dziewczynę za rękę i
pociągnął ją. Usiadła obok niego na materacu, a on przytulił się jak dziecko i
położył jej głowę na ramieniu. Odruchowo przytuliła policzek do jego włosów.
Czując ten gest, chłopak uniósł głowę i spojrzał Wiktorii w oczy. Jego własne,
choć dla Wiki słabo widoczne przy złym świetle, miały jakiś stalowy błysk
stanowczości. Nagle dziewczyna poczuła jego usta na swoich. Nigdy później nie
wiedziała, czy to on czy ona pokonała ostatnie dzielące ich milimetry. To po
prostu się stało. Wargi Łukasza smakowały winem. Wika położyła mu dłoń na
policzku i głaskała go czule. Ich pocałunek był z każdą chwilą coraz bardziej
ognisty. Dziewczyna zdawała sobie sprawę z tego, że on jest pijany, ale nie
mogła nie rozkoszować się tym momentem zapomnienia.
Nagle ciszę w pokoju przerwał
huk drzwi uderzających o ścianę i głośne przekleństwo.
– Kurwa!– warknęła Marysia,
wpadając do pomieszczenia.– Piotrek! Miałeś ich pilnować!– Piotruś stał w
wejściu z głupią miną. Po chwili odszedł.
– Wyjdź– zwróciła się Mania do
Wiki.– Wyjdź stąd, ale już. Zostaw go w spokoju!
– Nie tobie o tym decydować–
odpowiedziała Wika, starając się panować nad nerwami. Maria zmrużyła oczy.
– Powiedziałam: wyjdź– syknęła.
Łukasz patrzył na obie dziewczyny, a jego wzrok znów był szklisty i
półprzytomny, ale malowała się w nim też jakaś rozpacz. Widząc, że od niego nie
doczeka się pomocy, Wiktoria w sekundę straciła cały zapał. Wyszła z pokoju, w
drzwiach mijając się z Martyną. Przyjaciółka spojrzała na nią, ale nie
powiedziała ani słowa. Zapewne wiedziała już, co się stało.
Piotrek stał tuż za drzwiami.
Spojrzał na Wikę ze współczuciem.
– Chodź do pokoju. Ci alkoholicy
już się położyli, został tylko Maciek– objął ją ramieniem i zaprowadził do
stołu. Gdy usiadła, a raczej bezwładnie opadła na swoje miejsce, nalał jej
Sprite’a do czystej szklanki. Ona jednak westchnęła ciężko i sięgnęła po
butelkę z wódką. Nic sobie nie robiąc z głupich spojrzeń chłopaków, napełniła
kieliszek i wypiła. Gdy odstawiała naczynie na stół, do pokoju weszła zapłakana
Marysia, obejmowana przez Martynę. Przyjaciółka Wiki podała dziewczynie jej
szklankę, w której była resztka wygazowanej coli. Mania wychyliła ją podobnie
desperackim ruchem, jak Wiktoria przed chwilą. Zniknęła cała energia, z którą
próbowała porozumieć się z Łukaszem. Teraz Marysia była tylko pijaną
dziewczyną, której chłopak właśnie złamał serce, całując inną. Wika jednak nie
mogła czuć wobec niej litości. Zbyt wiele miała jej w tej chwili wobec samej
siebie.
– On tam został sam?– spytał
cicho Piotrek Martynę. Ta skinęła głową.
– Nie pomożemy mu– odpowiedziała
szeptem.– Lepiej zajmijmy się Manią– i objęła Marysię, nie zaszczycając Wiki
nawet spojrzeniem. Dziewczyna poczuła bolesne ukłucie w sercu, widząc
demonstracyjną złość przyjaciółki. Piotrek posłał jej przepraszający uśmiech.
– Boże– bełkotała doskonale
słyszalnym w ciszy półgłosem Mania– chyba jestem najebana… Chyba na pewno…
Maciek, daj mi rękę– złapała go za dłoń– tak mi jakoś raźniej… Maciuś, jakie ty
masz fajne palce! Dlaczego ten jest taki krzywy? Zobacz, ten jest inny… Czemu
tu jest tak zimno? Otworzyliście okno? Jak nie, to otwórzcie, bo będę rzygać–
ostrzegła lojalnie. Uczynny Piotrek uchylił okno. Dziewczyna przewiesiła się
przez parapet i dalej coś mamrotała. Po chwili usiadła znów na swoim miejscu.
Wyjęła telefon i włączyła kolejną tego wieczoru piosenkę happysadu-
„Niezapowiedziana”. Wika miała dość. Nie mogła wyjść z tej imprezy bez Martyny,
która była zajęta pocieszaniem Marysi. Bolały ją współczujące spojrzenia
Piotrka.
– Idę do łazienki– mruknęła,
bardziej do siebie niż do towarzyszy, i wyszła.
– Nie zabłądź!– usłyszała
jeszcze troskliwe ostrzeżenie Maćka. Uśmiechnęła się lekko i weszła do
łazienki.
Spojrzała na siebie w lusterku.
Starannie nakładany przed wyjściem makijaż nie wytrzymał bez poprawiania, ale
przestało jej na tym zależeć. Przeczesała jedynie włosy i ponownie związała je
w kucyk. Odkręciła zimną wodę i chlusnęła sobie nią w twarz. Trochę ją to
rozbudziło, ale nadal czuła się nierealnie.
Nagle poczuła dziką ochotę na
to, by wejść do pokoju Łukasza i dać chłopakowi w twarz. Byłoby to całkiem
bezcelowe, bo zapewne zwijał się teraz z poczucia winy lub po prostu spał,
upojony alkoholem. Świerzbiły ją jednak ręce. Jej bezradność prawie zawsze
kończyła się wściekłością lub łzami, lub jednym i drugim.
– Muszę się trzymać– powiedziała
cicho przez zaciśnięte zęby, patrząc na odbicie, które powtarzało ruchy jej
ust.– Wytrzymam godzinę i wrócimy z Martyną do domu. Godzina, może mniej.
Wytrzymam!– postanowiła. Nie marzyła jednak o niczym prócz powrotu do domu,
opadnięcia na własne łóżko i oddania się przemyśleniom w świętym spokoju.
Wyszła z łazienki. Tuż za
drzwiami wpadła na Marysię, która była dziwnie blada. Wika oddaliła się szybkim
krokiem, domyślając się, że teraz dziewczyna może spełnić swoje ostrzeżenie i
zwymiotować. Wolała nie być w pobliżu.
Wszyscy prócz Mani siedzieli na
swoich miejscach w dokładnie takich samych pozycjach, jak przed jej wyjściem.
– Nie zabłądziłaś– zauważył
Maciek.
– Chcecie jechać do domu?–
spytał Piotrek.– Mogę was odwieźć.
– Chwilowo musimy tu zostać–
odpowiedziała Martyna.– Ale dzięki. Co sądzisz, Wiki?
– Ja jestem za. Nie mam ochoty
iść pieszo o czwartej nad ranem– Wika miała nadzieję, że jej głos wcale nie
brzmiał tak żałośnie, jak ona go słyszała. Martyna wzruszyła tylko ramionami.
Wolałaby przenocować u Łukasza, by móc pocieszyć przyjaciela, gdy ten obudzi
się na kacu- alkoholowym i moralnym. Wiktoria jednak błogosławiła Piotrka za tę
propozycję i zamierzała z niej skorzystać, choćby miała zawlec przyjaciółkę
siłą do jego auta.
Marysia weszła do pokoju
powolnym, słabym krokiem osoby wybitnie skrzywdzonej. Opadła na swoje miejsce i
znów ujęła Maćka za rękę. Tak spędzili kolejną godzinę– w zimnym pokoju z
przerywaną od czasu do czasu ciszą. O wpół do trzeciej jednak nawet Martyna
miała dość.
– Piotruś, odwieziesz nas?–
spytała. Kolega natychmiast podniósł się z krzesła i sięgnął po swoje rzeczy.
Pożegnali się z „niedobitkami”, czyli Maćkiem i Marysią (z tą drugą tylko
Piotrek i Martyna, bowiem dziewczyna nie zaszczyciła Wiki nawet spojrzeniem i
weszła do pokoju, w którym miała spać) i włożyli okrycia. Dopiero wtedy pojawił
się problem.
– Moja torebka jest w pokoju
Łukasza!– jęknęła Martyna.
– Moja też– westchnęła Wika.–
Musimy tam wejść.
– On śpi. Nie krępujcie się–
Piotrek cicho otworzył drzwi. Wiktoria weszła do środka, starając się poruszać
bezszelestnie. Zamierzała tylko złapać paski dwóch toreb, wystające spod
biurka, i wyjść. Mimowolnie spojrzała jednak na śpiącego Łukasza. Okryty kocem,
ze spadającą na oczy grzywką, wyglądał słodko i niewinnie. Zapragnęła położyć
się obok albo chociaż usiąść na podłodze i nie wychodzić z tego pokoju do końca
świata.
– Wika!– zasyczała groźnie
Martyna od drzwi. Dziewczyna chwyciła więc torby i wyszła, nie oglądając się
już. Zeszła na dół i czekała na przyjaciółkę i kierowcę przy drzwiach, wciąż
mając przed oczami widok śpiącego Łukasza.
Samochód Piotrka okazał się
małym busem. Chłopak otworzył swoim pasażerkom tylne drzwi, a sam usiadł za
kierownicą. Włączył radio. Pierwszą piosenką, jaką Wika usłyszała, była
„Kryzysowa narzeczona” Lady Pank. Znajome dźwięki i fakt, że wracała już do domu,
spowodowały, że niemal się rozpłakała. Z jednej strony był to najcudowniejszy
wieczór, jaki mogła sobie wymarzyć, a z drugiej– najkoszmarniejszy. Miała już
dość i chciała tylko iść spać.
Piotrek wysadził je tuż pod
bramą Wiki. Wysiadły z auta, pożegnawszy swojego kierowcę. Wika wydobyła klucze
z torebki i otworzyła drzwi. Po drodze zajrzała jeszcze do garażu. Samochodu
rodziców nie było, czyli oni nie wrócili jeszcze z imprezy, na którą się
wybrali.
– Możesz mi zrobić herbatę?–
spytała Martyna, gdy weszły do domu Wiktorii. Dziewczyna skinęła głową i bez
słowa poszła do kuchni, gdzie nastawiła wodę. Przyjaciółka weszła za nią i
usiadła na swoim ulubionym krześle przy stole.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś?–
spytała nagle, przerywając napiętą ciszę. Wika wzruszyła ramionami.
– Najpierw byś mnie wyśmiała, a
potem odsunęła od Łukasza. Nie miałabym z nim kontaktu, gdyby nie ty.
– Od kiedy jesteś w nim
zakochana?
– Od pierwszego spotkania.
– Jak romantycznie– prychnęła
sarkastycznie Martyna. Wiktoria opuściła głowę, zawstydzona. Nienawidziła mówić
komuś na głos o swoich uczuciach. Gdy informowała Olgę, że się zakochała, nie
powiedziała tego wprost, a jedynie naprowadziła przyjaciółkę. Bała się właśnie
tego, co nastało- męczącej ciszy, niedyskretnych pytań i kłopotliwych spojrzeń.
Na szczęście woda w czajniku zaczęła się gotować. Wika wrzuciła torebki z
herbatą do kubków i zalała je wrzątkiem, po czym postawiła jeden przed
przyjaciółką, a drugi trzymała w dłoniach, obejmując gorące naczynko palcami.
Nie usiadła przy stole– oparła się biodrem o szafkę. Wstydziła się spojrzeć w
twarz Martynie.
Obie przyjaciółki piły herbatę w
ciszy. Zegarek na piekarniku wskazywał 3.15.
– Przepraszam– powiedziała
wreszcie Martyna zdławionym głosem.– Przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłam.
Po prostu nie spodziewałam się, że możesz zakochać się w Łukaszu! Zachowywałaś
się wobec niego… przyjacielsko i nic więcej. No i przykro mi, że nic nie
powiedziałaś.
– Ja też przepraszam–
odpowiedziała Wiktoria. I nim zdążyła się zorientować, już tonęła w uścisku
przyjaciółki i wyrzucała z siebie gromadzone miesiącami emocje.
– Jutro… to znaczy dzisiaj, jak
wstaniemy, chyba pójdę do Łukasza, zobaczyć jak się ma jego kac. Idziesz ze
mną?– spytała Martyna, dopijając herbatę. Wika potaknęła skinieniem głowy. Musiała
porozmawiać z chłopakiem na spokojnie, bez balastu wypitego alkoholu.
Wiki wstawiła puste kubki do
zmywarki i razem z Martyną udała się do swojego pokoju, gdzie wreszcie mogła
paść na łóżko i zasnąć. Przewracała się jednak z boku na bok do siódmej rano,
wciąż mając przed oczami twarz Łukasza, a na wargach czując jego pocałunek.
Obudziły się obie o wpół do
pierwszej po południu i to tylko dlatego, że zadzwoniła komórka Martyny. Wika w
półśnie zarejestrowała, że przyjaciółka umawia się z kimś na dwie godziny
później. Dopiero, gdy usłyszała imię Łukasza, rozbudziła się. W tej samej
chwili jednak Martyna zakończyła połączenie.
– Dzień dobry. Mogę pierwsza iść
do łazienki?– spytała, odkładając telefon na biurko. Wika pokiwała głową,
siadając na łóżku. Odruchowo sięgnęła po swoją komórkę, wyciszoną od
wczorajszego wieczoru. Miała kilka nieodebranych SMS- ów z życzeniami
noworocznymi. Odłożyła telefon, nieco zawiedziona, ale i zła na samą siebie, że
spodziewała się jakiejś wiadomości od Łukasza.
Martyna weszła do pokoju. Jej
twarz nosiła ślady mycia zimną wodą, włosy miała związane w praktyczny koczek.
– Łukasz do mnie dzwonił–
powiedziała, siląc się na obojętny ton. Wika uniosła głowę.– Powiedziałam mu,
że będę koło trzeciej. Nadal chcesz ze mną iść?
– Tak– odpowiedziała
zdecydowanie Wiktoria, wstając z łóżka. Lekko zakręciło jej się w głowie, ale
nie straciła równowagi.– Ogarnę się, zjemy coś i możemy lecieć– dodała,
podchodząc do szafy. Wyjęła z niej świeże ubrania– szary sweter i czarne
spodnie. Poleciwszy przyjaciółce, by włączyła komputer, jeśli chce, Wika wyszła
do łazienki.
Najchętniej wzięłaby kąpiel, ale
nie miała na to czasu, więc tylko umyła głowę, zęby i uczesała mokre włosy.
Włożyła czyste ubranie i znów spojrzała na siebie w lustrze. Wyglądała
identycznie jak w nocy, w łazience Łukasza– blada, bez makijażu. Czuła się też
podobnie nierealnie. Oparła się o umywalkę. Na samą myśl, że musi wybrać się do
Łukasza i porozmawiać z nim poważnie, serce zaczynało jej mocniej bić. Z jednej
strony niesamowicie się bała, z drugiej– nie mogła się już doczekać, by
wszystko wyznać. Posłała swojemu odbiciu krzepiący uśmiech (wyszedł dość słabo)
i wyszła z łazienki.
Martyna włączyła sobie komputer
i sprawdzała Facebooka przy cichym akompaniamencie Lady Pank. Przez chwilę
jeszcze siedziały „na fejsie”, a później zeszły do kuchni, gdzie zjadły obiad.
I wreszcie nadszedł wyczekiwany przez Wikę moment– wyszły z domu, by piętnaście
minut później zapukać do drzwi Łukasza.
Usłyszały głośny tupot nóg i
drzwi otworzyły się. Chłopak stanął na progu z miną osoby z ciężkim syndromem
dnia następnego. Tak też z resztą wyglądał– podkrążone oczy, rozczochrany, w
nie uprasowanych ciuchach. Na widok Martyny ożywił się nieco, jednak
zobaczywszy Wikę, mina ponownie mu zrzedła.
– Wejdźcie. Ciągle jest trochę
bałagan, nie zdążyłem wszystkiego posprzątać– odsunął się i zaprosił je gestem.
Zdjęły buty i wspięły się po schodach. Nim jednak zdążyły ukryć się w pokoju
Łukasza, jego matka wyszła ze stertą pustych plastikowych butelek z pomieszczenia,
w którym spędzili sylwestra.
– Dzień dobry– powiedziały
chórem.
– Dzień dobry, Martynko– kobieta
uśmiechnęła się do dziewczyny, obrzucając Wikę jedynie chłodnym spojrzeniem.
Uwielbiała przyjaciółkę swego syna, która przeszła z nim więcej niż jego
dziewczyny razem wzięte. To ją widziałaby najchętniej w roli swojej synowej.
Wiktorię znała, oczywiście. W tak niewielkich miejscowościach wszyscy się
znali. Dziewczyna była jej jednak całkiem obojętna.
Łukasz otworzył dziewczynom
drzwi do swojego pokoju i wepchnął je tam, nim Martyna zdążyła rozgadać się z
jego matką. Usiedli tak samo jak kilkanaście godzin wcześniej– one na łóżku, on
na krześle. Przez kilka sekund panowała cisza.
– Jak tam cała reszta po
sylwestrze?– spytała Martyna. Łukasz machnął ręką.
– Cudownie– rzekł jadowicie.–
Wstali o dziesiątej. Kamil, ten kolega Maćka, poszedł do łazienki i zaginął na
dziesięć minut. Wysłaliśmy posiłki w postaci Maćka. Po kolejnych dziesięciu
minutach zadzwonił do nas z łazienki, że ma zakładnika i żąda okupu– chłopak
uśmiechnął się szeroko. Dziewczyny wybuchnęły śmiechem. Atmosfera znacznie się
rozluźniła. Przez chwilę rozmawiali jeszcze na temat porannego „porwania”.
Potem jednak drzwi otworzyły się cicho, nasuwając całej trójce skojarzenie z
wślizgującą się do pokoju Marysią. Była to jednak tylko matka Łukasza.
– Martynka, chodź ze mną do
kuchni, zrobiłam wam herbatę– uśmiechnęła się. Martyna spojrzała czujnie na
Wikę. Ta skinęła lekko głową. Dziewczyna podniosła się i wyszła, a Wika wzięła
głęboki wdech. Już. Chwila prawdy.
– Łukasz…– zaczęła. Chłopak
momentalnie się spiął.– Chciałam porozmawiać o tym, co było wczoraj. O tym
pocałunku. Czy ty…– urwała. Przełknęła ślinę.
– Byłem pijany– powiedział
Łukasz tonem wyjaśnienia. Skinęła głową.
– Wiem. Chodzi o to, czy to
miało być coś, na co nie zdobyłbyś się na trzeźwo. Czy ty chcesz, żebyśmy…–
znów przerwała.
– Zgłupiałaś?– chłopak spojrzał
na nią jak na idiotkę.– Byłem pijany. Pocałowaliśmy się, bo siedziałaś za
blisko, a ja nie wiedziałem, co robię. Czy kiedykolwiek dałem ci nadzieję na
coś więcej?
– Tak– odpowiedziała zdławionym
głosem.– Tak, bez przerwy dawałeś mi nadzieję.
– Głupia jesteś– spojrzał na nią
chłodno.– Jesteśmy przyjaciółmi. Chociaż nie, to nawet za duże słowo. Po prostu
kumplami. Nie wiem, czemu uroiłaś sobie, że mógłbym się w tobie zakochać.
– Nie wiem– odpowiedziała,
skołowana. Poczuła, że w kącikach oczu zbierają jej się gorące łzy.– Nie wiem,
po prostu… tak wyszło– opuściła głowę. Włosy opadły jej na policzki,
zasłaniając twarz. W tej właśnie chwili drzwi ponownie zostały otwarte i weszła
Martyna z tacą, na której stały trzy kubki i cukiernica. Korzystając z tego, że
Łukasz rzucił się na pomoc przyjaciółce, Wika otarła łzy wierzchem dłoni,
błogosławiąc się w duchu że odpuściła sobie makijaż, choć ją korciło. Właśnie
zamieniałaby się w misia pandę.
Martyna postawiła tacę na biurku
i podała Wice kubek z herbatą. Wyciągnęła w jej stronę również cukier, ale
dziewczyna pokręciła głową. Potrzebowała, podobnie jak w nocy, mocnej, gorzkiej
herbaty, która nieco przywróciłaby jej poczucie realności po upokorzeniu przez
Łukasza. Miała nadzieję, że jej przyjaciółka nie domyśli się, co zaszło, nie
doceniła jednak Martyny. Widząc zaczerwienione oczy Wiki i zawziętą,
rozzłoszczoną minę Łukasza, doskonale zorientowała się w sytuacji. Nie chcąc
przeciągać ciszy, zagadnęła chłopaka o tematy związane ze szkołą.
Wiktoria piła parzący napar,
pogrążając się w niewesołych rozmyślaniach. Gadanina przyjaciółki i „kumpla”
wpadała jej jednym uchem, a wypadała drugim. Patrzyła ponuro na Łukasza i
myślała, że on ma rację. Jak mogło przyjść jej do głowy, że taki chłopak jak on
mógłby ją pokochać?! Łukasz był przystojny, utalentowany i popularny. Zawsze
otaczało go grono znajomych, gotowych zrobić dla niego bardzo wiele. Miała wrażenie,
że ze wszystkimi dogaduje się lepiej, niż z nią. A Wiktoria? Niezbyt ładna, bez
żadnych wyróżniających cech osobowości… Przeciętna, a nawet poniżej normy. Nikt
nie mógł się w niej zakochać. Jako jedyna z całego swojego najbliższego
otoczenia, nie miała jeszcze chłopaka. Udawała, że wcale jej to nie interesuje,
że ma jeszcze czas, a tak naprawdę chciało jej się płakać, gdy kolejna bliska
koleżanka chwaliła się pocałunkami z chłopakami w ciemnościach kina lub w
autobusie. Wika nie miała powodzenia, czasem zastanawiała się, jaki „defekt
fabryczny” jest tego przyczyną. Ona i Łukasz… to musiałby być sen. Tak, chłopak
miał rację, nazywając ją głupią. Głupotą było spodziewać się, że i jej mogłoby
się wreszcie coś udać. Nie z tym „defektem”. Już dawno nie czuła się tak
beznadziejna i do niczego. Zapragnęła nagle zwinąć się w kłębek na łóżku
Łukasza i zasnąć. Zrobiłaby to bez wahania, gdyby ktoś obiecał jej, że już nigdy
się nie obudzi i nie będzie musiała cierpieć tak, jak w tej chwili.
***
Styczeń 2013
Wiktoria otrząsa się z
zamyślenia. Gdy rozpamiętywała minione dni, kilka piosenek w odtwarzaczu
zdążyło przeskoczyć. Teraz słychać cichą „Modlitwę III” Dżemu. Wika wtóruje
Ryśkowi. Od jakiegoś czasu kocha tę piosenkę, najbardziej z całego repertuaru
grupy. Utwór daje jej nadzieję, że Bóg pozwoli jej spróbować jeszcze raz, a
czas zaleczy rany.
Łukasz nie odezwał się ani razu
od feralnego Nowego Roku. Martyna owszem, kontaktowała się, ale ich relacje nie
były już tak bliskie jak kiedyś. Wika popełniła błąd, ukrywając przed
dziewczyną uczucia do chłopaka. Teraz nie mogły już ufać sobie jak dawniej.
Wiki zbliżyła się za to bardzo do Olgi, która jako jedyna słuchała jej żalów i
ocierała płynące łzy. A te pojawiały się bardzo często. Mimo, że zwykle Wika
potrafiła szybko się pozbierać, tym razem jej poczucie własnej wartości zostało
zrujnowane. Dziewczyna czuła się beznadziejna, gorsza od pozostałych. Nie raz
miała też myśli samobójcze, choć dotąd nigdy jej się to nie zdarzało. Próbując
zrozumieć Łukasza, przestała rozumieć samą siebie.
***
Co nam zostało z tych lat
Dawne dni, czułe
dni, wonią bzów przepojone
Wiosna we krwi,
szumiał złoty nasz śpiew
Dziś jesień łka,
lecą dziś zwiędłe liście z drzew
I bolesny sen mi się
śni - z nocy i dni minionych.
Co nam zostało z tych
lat miłości pierwszej
Zeschnięte liście i
kwiat w tomiku wierszy
Wspomnienia czułe i
szept i jasne łzy co nie schną
I anioł smutku co
wszedł i tylko westchnął.
KONIEC
Przypominam, iż całą "Modlitwę" można znaleźć w zakładce o tym tytule. Póki co ona tam zostanie, więc jeśli ktoś chciałby nadrobić braki, to proszę bardzo xD
Uff, przesłuchałam chyba całą Transfuzję ze 4 razy przy pisaniu tej notki :D Tak więc na dziś już wystarczy. Do napisania niebawem ;3
Pa!