piątek, 26 kwietnia 2013

013 Szymborska i "Modlitwa" cz. II

Hej!
Mam nadzieję, że 13 post nie okaże się pechowy ;)

Zacznijmy od tego, że nie cierpię poezji.
W podstawówce nawet lubiłam, ale w gimnazjum mojej nauczycielce udało się zgasić to uczucie i to bardzo skutecznie, bo jak tylko widziałam wiersz w podręczniku, robiło mi się zimno. Moi dwaj koledzy- humaniści próbowali to zmienić, wysyłając mi swoje wiersze. Efekt nie był piorunujący ;) Ale jakoś ostatnio trafiłam gdzieś na wiersz Wisławy Szymborskiej- "Radość pisania". Jest to jeden z dwóch wierszy naszej Noblistki, jaki znałam wcześniej. Drugi to "Nic dwa razy", który planuję wykuć na pamięć, ale to swoją drogą ^^ Zapoznałam się też wyrywkowo z kilkoma innymi wierszami Szymborskiej i stwierdziłam, że chyba warto poświęcić jej trochę więcej czasu. Przy okazji ostatniej bytności w bibliotece (ograniczyłam się do bywania raz na tydzień, bo inaczej przeczytałabym cały księgozbiór) wypożyczyłam więc jeden z tomików jej wierszy- "Widok z ziarenkiem piasku". Odkryłam, że poezja też może być fajna!  Aktualnie zostało mi chyba 10 wierszy do końca. Czytam prawie cały czas. Moja Mama, zobaczywszy tę lekturę, zaczęła się śmiać i skwitowała: "No, nareszcie coś porządnego czytasz... Ta Szymborska to mądra kobieta była!" XD
Tak więc Wisławę Szymborską polecam wszystkim. Tutaj można zapoznać się z moim ulubionym utworem ;)

A tymczasem zostawiam Was z kolejnym fragmentem Modlitwy. Na własny użytek określam te fragmenty mianem części, bo słowo "rozdział" jakoś mi nie pasuje :) Mocny kontrast z Noblem, nie ma co xD
Chciałabym Wam jednak podziękować- tym paru osobom, które zostawiły komentarz pod pierwszą częścią i którym chciało się to przeczytać :) Mam nadzieję, że się nie rozczarujecie.






***
Lipiec 2012

– O mateczko! Kocham tę piosenkę!– wrzeszczy Łukasz, nie zwracając uwagi na to, że znajdują się w miejscu jak najbardziej publicznym.
– Świetnie, ale nie drzyj się– syknęła Martyna. Przyjaciel rzucił jej przekorne spojrzenie i puścił ukradkiem oczko do Wiki. Wziął głęboki wdech i ryknął:
– Czy jest jeszcze coś, co mogłoby dziś na czas zawrócić nas, zmienić zdarzeń bieg!…– kobieta wchodząca do sklepu spojrzała dziwnie na ich trójkę. Wika zaniosła się śmiechem, Łukasz rozpromienił się. Martyna rzuciła im spojrzenie spode łba.
– Jesteście okropni– powiedziała.
– Wiemy!– odpowiedzieli równo. Wymienili spojrzenia i uśmiech Wiki lekko przygasł. Wzrok Łukasza był taki ciepły… w jego oczach błyskały czułe iskierki. Dziewczyna speszyła się, jednak to chłopak pierwszy uciekł spojrzeniem. Na jego ustach wciąż błąkał się lekki uśmiech. Łukasz uniósł szklaną butelkę z sokiem i wypił pozostałą resztkę. Wyrzucił pojemnik do stojącego pod drzwiami sklepu kontenera i wyjął paczkę papierosów z kieszeni.
Wiktoria oparła się biodrem o swój rower i patrzyła w zamyśleniu na Łukasza i Martynę. Jedno z nich znała od paru tygodni, drugie od zawsze. Jednak to chłopak był bliższy jej sercu.
Poznali się właśnie dzięki Martynie. Wika przyjaźniła się z nią od podstawówki, chociaż nie chodziły do jednej szkoły. Mieszkały jednak dość blisko siebie i w miarę możliwości spędzały razem wolny czas. Łukasz był w klasie z Martyną i był jej najbliższym przyjacielem. Wszyscy robili z nich parę, ale oni byli jak brat i siostra– kochali się platonicznie. System tej braterskiej miłości przetrwał szkołę podstawową, gimnazjum i pierwszy rok w liceach całej trójki. W wakacje przed rozpoczęciem drugiej klasy, Martyna postanowiła wreszcie bliżej zapoznać przyjaciół. I być może popełniła tym samym katastrofalny błąd.
Wika bowiem zakochała się w Łukaszu. Być może nie od pierwszego wejrzenia, ale wystarczyło kilka godzin razem– i dziewczyna straciła głowę. Miała jednak na tyle rozumu, by trzymać swoje uczucia w tajemnicy. Dzięki temu bez skrępowania mogła spędzać czas z Łukaszem, czasem nawet on nalegał na jej towarzystwo. Tak jak właśnie tego lipcowego dnia.
Cała trójka wraz z początkiem wakacji wybyła ze swoich rodzinnych domów. Martyna była na obozie plastycznym, Łukasz– w górach, a Wiki odwiedzała koleżankę kilkaset kilometrów dalej. Jednak gdy tylko cała trójka znów znalazła się w domu, Martyna wyciągnęła przyjaciół na rajd rowerowy. Właściwie był to rajd tylko z nazwy– po dotarciu pod najbliższy sklep spożywczy, organizatorka odmówiła jazdy. Łukasz nalegał, by wybrali się dalej, Wice było wszystko jedno, ale Martyna uparła się. Kompromisowo ustalili, że zatrzymają się na lody, a potem ruszą dalej.
– No, jedziemy?– Martyna wyrzuciła do śmietnika patyczek po zjedzonym lodzie. Wika spojrzała na nią półprzytomnie, wyrwana z zamyślenia.
– Teraz?! Musisz poczekać. Z fajką w zębach nigdzie nie jadę– warknął Łukasz. Jego przyjaciółka wywróciła demonstracyjnie oczami. Chłopak posłał jej całuska. Wykrzywiła się w odpowiedzi. Wiki obserwowała ich z uśmiechem. Bawiły ją te ciągłe przekomarzania. Ileż by dała, by to z nią Łukasz żartował tak swobodnie! Rozmawiali luźno i nie czuli wobec siebie skrępowania, ale chłopak bez słów wyznaczał granice, których nie przekraczali.
Wreszcie Łukasz wypuścił z ust ostatni obłok dymu, upuścił peta i zgniótł go butem.
– Tego nie było, jakby co– rzucił półgłosem. Chwycił rower i wskoczył na niego. Zanim dziewczyny zdążyły się ruszyć, on wyprzedzał je już o kilkanaście metrów.
– Wieczny dzieciak– prychnęła Martyna. Ona była najbardziej odpowiedzialna i dorosła psychicznie z całej trójki. Wika i Łukasz właściwie niewiele jej ustępowali, jednak dziewczyna głupiała w obecności kolegi, a on przy nich obu pozwalał sobie na więcej luzu.
Właśnie takim znała go Wiktoria. Wyluzowanym, z papierosem w ustach. Nie potrafiła uwierzyć, gdy Martyna powiedziała jej, że chłopak ma za sobą ciężkie przeżycia. Pod koniec gimnazjum wpadł w depresję. Podejmował nieudane próby samobójcze, czego widocznym wciąż śladem były cienkie, jasne blizny na jego rękach. Wika pilnowała się, by nie mówić przy nim o psychiatrach, zakładach zamkniętych i odbieraniu sobie życia. Kilkukrotnie zdarzyło jej się w żartach nazwać kumpla wariatem, i zawsze miała wrażenie, że Łukasz w takich chwilach spoglądał na nią z wyrzutem, a później przez dłuższą chwilę był wyraźnie przygaszony. W takich radosnych chwilach, jak ten lipcowy wieczór,  przeszłość chłopaka wydawała się być zmyśloną bajką.
– Nie marudź. Jest lato, ciepło, fajnie… Ścigamy się?– Wiki wyszczerzyła zęby do koleżanki. Martyna westchnęła ciężko w odpowiedzi.
– Goń go, jeśli chcesz. Dogonię was jak się zmęczycie– wymigała się. Kondycja fizyczna nie była jej mocną stroną. Wika nie odpowiedziała, ale skorzystała z pozwolenia przyjaciółki i rzuciła się w pogoń za Łukaszem. Chociaż sportowiec był z niej żaden, szybko dogoniła chłopaka. Jechali obok siebie w milczeniu. Dziewczyna odwróciła się przez ramię i zauważyła Martynę dobre kilkanaście metrów w tyle.
Nie powiedzieli do siebie ani słowa, ale Wika czuła, że Łukasz dobrze odnajduje się w jej towarzystwie. Cisza im nie ciążyła, wręcz przeciwnie. Ona miała przy nim ciężkie do wyjaśnienia poczucie bezpieczeństwa. Wystarczyło, że co kilka chwil spojrzała na niego– brązowe, rozwichrzone włosy, kraciasta bluza… Jego twarz była złota w promieniach słońca, chylącego się ku zachodowi.
Minęło ich kilka aut i samotny rowerzysta. Wszyscy patrzyli na nich– a przynajmniej tak się zdawało Wiktorii. Co widzieli? Pewnie zakochaną parę, przystojnego chłopaka i ładną dziewczynę, którzy wybrali się na wycieczkę. Ciekawe, pomyślała rozbawiona Wika, jak mało ludzie o sobie wiedzą. Tyle ludzkich historii, dramatów i komedii, dzieje się dokoła, ale nikt nigdy nie zagłębi się pod dostępną dla wszystkich warstwę pozorów.
– No i jak jeździsz, baranie?!– zirytował się Łukasz, gdy pojedynczy samochód ciężarowy zmusił ich niemal do kąpieli w błotnistym rowie. Wiktoria obejrzała się ponownie, trochę zaniepokojona.
– Może jednak zaczekajmy na Martynę?– poprosiła niepewnie.
– Poradzi sobie– odpowiedział krótko. Spojrzał na nią kątem oka.– A co, znudziło ci się moje towarzystwo?– zareagowała na te słowa krzywym uśmiechem. Nim zdążyła coś dodać, Łukasz westchnął i rzucił:– Patrz, następny baran jedzie!– po czym wyprzedził ją o kilka metrów. Zbyt onieśmielona, żeby go dogonić, ale też nie mając dużej ochoty na towarzystwo nieco obrażonej Martyny, dziewczyna jechała w mniej więcej równej odległości od obojga. I w tym stanie rzeczy dotrwali do miejsca, w którym ich wspólna podróż się kończyła– zjazdu do miejscowości, w której mieszkała Martyna. Łukasz i Wika dojechali tam pierwsi i zatrzymali się w oczekiwaniu na przyjaciółkę.
– No nareszcie raczyliście zaczekać– warknęła. Jej klatka piersiowa unosiła się szybko, gdy próbowała złapać oddech.
– Sama kazałaś mi jechać– Wiki posłała przyjaciółce przepraszający uśmiech. Łukasz tylko prychnął.
– Masz coś we włosach– rzucił mimochodem. Wyciągnął rękę i wyplątał z rozpuszczonych loków Wiki niewielkiego robaczka, którego ciężko było dostrzec w zapadającym zmierzchu. Dziewczyna zamarła. Martyna spojrzała na nich, zdumiona.
– Łukasz, możemy pogadać jeszcze chwilkę?– spytała.
– Czuję się spławiona– prychnęła Wika. Pożegnała się z przyjaciółką i ruszyła wolno przed siebie. Czuła, że palą ją policzki od nagłego przejawu czułości Łukasza. Opuściła lekko głowę, by chłodny– bo słońce już zaszło– wiatr osmagał jej policzki. Nie podziałało. Miała wrażenie, że jej twarz dorównuje kolorem czerwonej koszulce, którą miała na sobie.
– Wiktorio. Wiktorio! Możesz na mnie zaczekać?!– usłyszała za plecami. Zwolniła, nie oglądając się. Mało kto zwracał się do niej pełnym imieniem, a wśród najbliższych znajomych wręcz nie było nikogo takiego.
– Już myślałem, że ode mnie bezczelnie uciekasz– odezwał się Łukasz tuż obok niej.
– Od ciebie? Gdzieżbym śmiała!– odpowiedziała niezgodnie z prawdą. Właściwie to chciała uciec od chłopaka, by nie widział jej speszenia. No i była pewna, że on nie ma już ochoty na jej towarzystwo. Jak widać, pomyliła się– chłopak jechał, niemal ocierając się o nią ramieniem. Słyszała jego równy, nieznacznie tylko przyspieszony oddech. Z każdą chwilą mocniej czuła, że uwielbia, gdy on jest tak blisko.
Niestety, każda droga ma swój kres. Ta nie była wyjątkiem. Zbliżali się do końcowego zakrętu z dużą szybkością. Serce Wiki trzepotało się rozpaczliwie. Czy on każe jej się zatrzymać? Porozmawiają jeszcze chwilę? Dziewczyna nerwowo zacisnęła palce na kierownicy.
– No, to cześć– rzucił chłopak, uśmiechając się. Odbił w prawo i zniknął za zakrętem.
Umarłam, pomyślała Wika. Głupia romantyczka, jak zwykle spodziewała się, że kumpel będzie wobec niej księciem z bajki.
Westchnęła, wciągając głęboko do płuc letnie powietrze. Mimo tego ostatniego zagrania Łukasza, cały wieczór był dla niej szczęśliwy jak rzadko który. A że nie umiał się z nią pożegnać tak, jak by chciała? Cóż, do następnego razu…



A więc- do następnego razu!
Miłej majówki :)

13 komentarzy:

  1. Taaaak!Koncerty zdecydowanie by się przydały.Ale niestety nie mam żadnego w planach na razie..ale w wakacje,to co innego.Jeden koncert na tydzień-to minimum do dobrego spędzenia wakacji;p

    Modlitwę obiecuję,że przeczytam,ale jutro.Lub jak znajdę czas!A co do Wisławy,to kocham wiersz "Nic dwa razy" i uwielbiam jej twórczość.Nic dziwnego,że jej wiersze Cię przekonały:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja na koncerty zapewne będę jeździć po całej Polsce na stopa;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajna notka. ;D
    Dziękuję za komentarz.;**

    http://zakochanawmarzeniiach.blogspot.com/

    Pozdrawiam.!
    ZuZa. ^_^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, ciesze sie ze skomentowalas te notke, bo zdalam sobie sprawe, ze gapa nie dodalam Cie do obserwowanych :D nadrobie jak tylko dorwe sie do komputera ;)

      Usuń
  4. To... Było... Świetne! Kobieto rządzisz! Niecierpliwie czekam na następny! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetne jak świetne, cieszę się, że się podoba ;)
      Następny mam nadzieję niebawem :)

      Usuń
  5. ja nienawidzę poezji, m.in. dzięki mojej polinistce, która tak mnie motywuje do wszystkiego co związane z językiem polskim, że... już nawet nie mam ochoty na jakąkolwiek naukę przed tymi lekcjami. jeszcze w podstawówce uwielbiam ten przedmiot i szczerze- poezja dość mnie ciekawiła, jednak tą ciekawość teraźniejsza (nowa) polonistka zgasiła we mnie szybko.
    no, ale jak już wcześniej wspominałam- w podstawówce lubiłam poezję, więc i z tym tomikiem, o którym wspominasz w notce, zdołałam się zapoznać. tak naprawdę wypożyczyłam go tylko na potrzeby jakiegoś konkursu literackiego (i dostałam nagrodę^^) o W. Szymborskiej, ale pochłonęło mnie czytanie tych wierszy.
    ale teraz to nie mogę uwierzyć, jak to kiedyś mogło mnie w ogóle interesować...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli ogółem- podobnie jak u mnie ;)
      Moja polonistka w podstawówce była nauczycielką z powołania. Kochała j. polski i kochała go uczyć. A ta w gimnazjum to szkoda słów. Ale ja mimo to uwielbiam ten język, zamierzam studiować filologię polską albo dziennikarstwo i żadna beznadziejna nauczycielka tego nie zmieni! xD

      Usuń
  6. Jesteś jednym z lepszych blogów, na których byłam. Ja wręcz przepadam za poezją. :) ale jestem w podstawówce, może w gimnazjum się to zmieni, ale mam nadzieję, że nie. Tak w ogóle to 7 maja mam konkurs recytatorki ;)
    Naprawdę piszesz wspaniale. Ciekawie i NIE monotonnie, co bardzo sobie cenię. Najprawdopodobniej na moim blogu też ukaże się moje opowiadanie ^^.
    Mam nadzieję, że będziesz częściej wpadać, bo ja będę wpadać codziennie, by zobaczyć, czy coś nowego dodałaś. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymam kciuki za Twój konkurs ;) Będę zaglądać do Ciebie w miarę możliwości i chętnie poczytam opowiadanie :) Cieszę się, że moja twórczość przypadła Ci do gustu i postaram się informować Cię o kolejnych częściach Modlitwy ;) No i mam nadzieję że dalej będziesz lubiła poezję, bo to jest jednak coś fajnego i cieszę się, że przeczytałam ten tomik Szymborskiej :)

      Usuń
  7. ciekawy blog .lubię Szymborską
    Jeśli będziesz obserwować mój blog i zostawisz link do siebie pod ostatnim postem na pewno się odwdzięczę .

    ZAPRASZAM http://ikadaxd.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja przez dwa dni miałam na serio super majówkę,ale teraz już się trochę popsuły plany...może jeszcze jutro coś zrobię,a tak to jedynie książki od biologi!
    Ale dzisiaj wstałam o 6.30 i zaczęłam czytać fajną książkę. W KOŃCU!Jak ja dawno nic nie czytałam swojego.Miesiąc chyba;<


    super nowy wygląd!Byłam bardzo mile zaskoczona.Taka zmiana jest czasem potrzebna..ja cały czas się zastanawiam co bym mogła zrobić,bo jedyne zmienianie nagłówków już mi się nudzi.
    I przeczytałam w końcu rozdział.Fantastycznie napisany!Na prawdę zazdroszczę Ci tej umiejętności.ja też bym chciała siąść i zacząć wymyślać jakąś historię..może kiedyś spróbuję?
    A wysłałaś coś do Victora?

    pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, jeszcze nic nie wysłałam... Jakoś nie mogę się zebrać w sobie, wydaje mi się, że żadne z pisanych do tej pory przeze mnie opowiadań się nie nadaje, a nie chcę zaczynać kolejnej historii, póki nie skończę tych dwóch, które aktualnie mam "na warsztacie". Cieszę się, że Modlitwa Ci się podoba ;) Jeśli spróbujesz pisać i będziesz to gdzieś publikować, z pewnością będę czytać :)

      Usuń