niedziela, 9 czerwca 2013

023 Zachcianek na jaśminową herbatę, czyli jak znienawidziłam kury

Hej!

Czy u Was też jest tak, że od rana jest ładna pogoda, a potem pada deszcz?... U mnie takie coś trwa już od kilku dni... Można się znudzić :\ Wszystkie wolne chwile niewypełnione nauką (tak, dobrze czytacie! nauką! jest czerwiec, ale ja uczę się prawie tyle co we wrześniu) poświęcam na czytanie książek. W tym tygodniu przeczytałam aż cztery: "Dziura w sercu" Romka Pawlaka, "Kawa dla kota" Agnieszki Tyszki oraz "Herbata z jaśminem" Agnieszki Gil i "Zachcianek" Katarzyny Michalak. O ile dwie pierwsze są całkiem fajne, o tyle tę notkę poświęcę na recenzję dwóch dalszych.


Pierwszym, co zirytowało mnie w tej książce, była postać głównej bohaterki. Ogólnie bardzo lubię postacie buntownicze, ubrane na czarno i brzdękające na swojej gitarze. Ale Martyna, aka Kura, jest po prostu irytująca. Wydaje się, że sama nie wie, czego chce i robi wszystko na złość wszystkim. Jej rodzina zdecydowanie do najlepszych nie należy- dwójka alkoholików. Ale Kura, zamiast wziąć sprawy w swoje ręce i np. posprzątać irytujący ją bałagan, wciąż tylko złorzeczy na "Niuśkę" i ojca. Prócz tego gotowa jest oddać się byle któremu chłopakowi- najpierw Grzesiek, potem Maciek i wreszcie Leon.
Pomijając niewydarzone postacie, sama książka również nie jest arcydziełem. Styl pisarki nie wydaje mi się ciekawy, a sporo scen po prostu bym wyrzuciła.
Teoretycznie książka jest o dojrzewaniu, podejmowaniu decyzji itd. itd. Dla mnie jest po prostu o durnych wybrykach egoistycznej nastolatki. Chwilami mam wrażenie, że Kura chciałaby zjeść ciastko i mieć ciastko... Co, jak wiemy, jest nierealne. Książka jest moim zdaniem słaba i zdecydowanie jej nie polecam.

"Zachcianek" jest drugą częścią "Poczekajki". Jak może pamiętacie, nad "Poczekajką" piałam z zachwytu i pisałam kilometrowe eseje pochwalne. Cóż więc się dziwić, że gdy tylko wypatrzyłam kontynuację na bibliotecznej półce, ułapiłam ją i nie chciałam oddać?... Cóż, jak się okazuje, kolejny błąd. Książka nie ma w sobie lekkości pierwszego tomu. Przy "Poczekajce" chwilami prawie płakałam ze śmiechu. Nad "Zachciankiem" zachichotałam cicho ze dwa razy. Książka mnie znudziła. Każdy sypia z każdym, a młoda pani weterynarz gdzieś zgubiła swoją charyzmę. Rozczarowało mnie też zakończenie. Litości, każde, ale nie takie! Jak mawia mój przyjaciel- "rzygam tęczą dalej niż widzę, a widzę blisko, bo jestem krótkowidzem"... Zdecydowanie NIE! Jeżeli podobała Wam się "Poczekajka", odradzam sięgnięcie po "Zachcianek". Tylko zepsujecie sobie dobrą opinię o tej książce.


Ufff... Musiałam się wyżyć :) Nie spodziewałam się aż takich rozczarowań po dwóch książkach, które zapowiadały się tak dobrze. Teraz czytam "Gwałt" Chmielewskiej, ale jestem dopiero na samiutkim początku, więc nic nie mogę jeszcze o tej książce powiedzieć. A na wyjazd do Brukseli wypożyczyłam sobie już "Silmarillon" Tolkiena. Jakoś przetrwam te 20 godzin drogi :)

Uciekam. Nowe opowiadanie samo się nie napisze <3
Papa!



2 komentarze: